Setna rocznica śmierci Promyka  –  8 lipca 2008 

Szczepan Lewicki: Konrad Prószyński (Kazimierz Promyk), wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 1996

Prószyński i S-ka 1996

Szczepan Lewicki w 1996

Rozdział drugi

KALENDARZ „GOŚĆ” POMNIKIEM BOHATERSKIEJ WALKI Z CENZURĄ

Po zakończeniu rosyjsko-tureckiej wojny na Bałkanach (1878) nastąpiła całkowita likwidacja tajnych organizacji warszawskich. W tej sytuacji Prószyński postanowił pracować sam. Własna księgarnia stawała się niezbędna do szerszego i skuteczniejszego działania, a przede wszystkim do sprzedaży wydawnictw Promyka, których liczba szybko wzrastała.

Na emigracji i w kraju coraz częściej wzywano do podejmowania zbiorowych wysiłków dla oświecenia, wzbogacenia i postępu cywilizacyjnego społeczeństwa, aby mogło się ono oprzeć prześladowaniom zaborców. Próby te w Królestwie, podobnie jak i w pozostałych zaborach, natrafiały na przeszkody ze strony władz państw zaborczych. Trzeba też było się liczyć z interesami warstw uprzywilejowanych (zwłaszcza ziemiaństwa), ponieważ tylko one rozporządzały odpowiednimi środkami materialnymi.

Fundusz potrzebny na założenie własnej księgarni i początkowe jej zagospodarowanie uzyskał Promyk od socjalisty Bolesława Hirszfelda1, który ofiarowując na ten cel ponad 700 rubli pragnął pozostać w ukryciu. „Dla mnie -- stwierdzał Prószyński w numerze 143 «Biesiady Literackiej» w roku 1878 -- to był fundusz publiczny, składany na cele narodowe, który jeśli nie zginie, powinien być zwrócony do ogólnego skarbu. To dało mi powód do przezwania księgarni krajową”. Nie mógł jej nazwać „narodową” ze względu na cenzurę. Książka przeznaczona dla ludu nie była towarem poszukiwanym, a ponadto musiała być tania. Stąd też duże księgarnie, jak Gebethnera i Wolffa, Paprockiego, Arcta, przestały handlować tanimi wydawnictwami przeznaczonymi dla wsi, podobnie jak większe firmy księgarskie w Poznańskiem (z wyjątkiem księgarni Józefa Chociszewskiego w Chełmnie).

Odrzucając metody rewolucyjne w walce o polskość, obrał Promyk drogę dającą mu możliwość trwałego, obliczonego na lata oddziaływania na prostych ludzi. Uważał, że podjęte przez niego sposoby walki z ciemnotą za pomocą elementarzy i książek przyczynią się nie tylko do oświecenia ludu, lecz również do pozyskania społeczeństwa dla sprawy narodowej. W tej spokojnej pracy jednak nierzadko okazywał właściwą sobie wojowniczość. Miał zupełnie inną koncepcję pracy dla Polski niż konserwatyści, którzy w obawie przed rewolucjonistami i demokratami szukali porozumienia z rządem carskim.

Choć zaliczany do zwolenników pracy organicznej, pozytywistów, miał odmienne poglądy na walkę o wolność i niezależność Polski. Choć żałował przelanej krwi i śmierci najlepszych synów ojczyzny w kolejnych powstaniach, w głębi duszy był z nich dumny. Nie potępiał -- jak inni pozytywiści -- walk wyzwoleńczych, ale uważał, że po nieudanym powstaniu styczniowym trzeba wszelkimi siłami zabezpieczyć Polaków przed zakusami rusyfikacyjnymi caratu. W istniejących układach politycznych Europy za jedyną skuteczną broń uznawał pracę organiczną. Już od roku 1875 zajmował się sprawami wydawniczymi. Oficjalne założenie własnego wydawnictwa w roku 1878 było pierwszym poważniejszym krokiem w pracy legalnej, lecz niełatwej.

W „Niwie”2, w noworocznym numerze z roku 1879, w artykule poświęconym ocenie rozwoju przemysłu w Królestwie, tak napisano: „Mówiąc o wydawnictwach ludowych, godzi się wspomnieć o otwarciu w roku ubiegłym księgarni pana Prószyńskiego (Promyka). Księgarnia ta bowiem ma głównie na celu ułatwienie dróg zbytu dla wydawnictw popularnych i jest u nas pierwszą w tym rodzaju”. „Niwa” podsumowała polskie książki i broszury, których w roku 1878 ukazało się 438, z tego w Królestwie Polskim -- 276, w Galicji -- 134 i w Poznańskiem -- 28. Popularne książeczki rozkupiono w ciągu roku. Pisząc w artykule przeznaczonym dla „Niwy” z 1 maja 1878 roku o znaczeniu czytelnictwa książek i gazet dla samouctwa i rozwoju wiedzy, Promyk podkreślał doniosłość rozpowszechniania książek dobrych i niedrogich, a więc dostępnych dla ogółu. Opinię tę wyraził również we wstępie do wydanego w roku 1880 katalogu swej księgarni. Zawierał on łącznie ponad 1600 pozycji, z tego około 1300 stanowiły wydawnictwa kopiejkowe, prawdziwie tanie.

Księgarnię Krajową przerastały inne przedsiębiorstwa wydawnicze, jednak spełniała ona zadania lekceważone przez te wielkie firmy. Według słów Radlińskiej: „Służyła tym, którzy nie podążają w pierwszym szeregu”. Księgarnia bowiem służyła głównie ludziom ze wsi i z małych miasteczek, którzy mogli tam znaleźć dostępne, interesujące i przydatne książki. Dzięki posiadaniu własnej księgarni mógł Promyk dużo skuteczniej rozpowszechniać swoje elementarze, wydać wkrótce kalendarz pod nazwą „Gość” i utworzyć zaplecze techniczne dla najpoważniejszego przedsięwzięcia, jakim była „Gazeta Świąteczna”. Pozwoliło mu to również na ściślejsze kontakty z księgarniami z miast prowincjonalnych Królestwa i części terenów byłej Litwy. W dziale ogłoszeniowym „Gościa”, wydrukowanego po raz pierwszy w roku 1880 (na rok 1881) księgarstwu poświęcono 10 stron. Ogłaszały się tam księgarnie z Lublina, Piotrkowa, Kielc, Radomia i Suwałk, a nawet z Rygi. Nowo założonej księgarni Elizy Orzeszkowej w Wilnie poświęcono dwie strony.

Kazimierz Promyk już na początku 1879 roku był dla Orzeszkowej wzorem prawdziwego społecznika. W listach do Zygmunta Miłkowskiego3 w złośliwy sposób scharakteryzowała literacką Warszawę jako „las piramid i kolosów”, jako „[...] Olimp, w którym co postać to bóg, co krzesło to tron”. Wśród osób, które ze względu na pracę, zdolności i zasługi wyłączyła z tej grupy, bez żadnych zastrzeżeń wymieniła tylko dwie: najwybitniejszego w okresie pozytywizmu badacza i krytyka literatury, historyka Piotra Chmielowskiego4 oraz Konrada Prószyńskiego. Nic więc dziwnego, że przyjechawszy do Warszawy, zwróciła się do niego o pomoc. Nie wiadomo wprawdzie, jakich rad udzielił wówczas Promyk, ale można przypuszczać, że dotyczyły zakładanej przez Orzeszkową księgarni w Wilnie. Świadczy o tym również ogłoszenie w „Gościu”, zachęcające do przedpłat na „Serię wydawniczą 12 dzieł treści naukowej i beletrystycznej”. Mieli zapewne wiele wspólnych problemów i kłopotów wydawniczych.

W początkowym okresie działalności Księgarnia Krajowa zajmowała się sprzedażą materiałów piśmiennych i wszelkich drobnych pomocy szkolnych, niezbędnych dla ucznia, jak również gier pedagogicznych, między innymi loteryjek przyrodniczych i geograficznych. Już wówczas ojciec Konrada Stanisław Antoni fotografował portrety „osobistości wsławionych w dziejach polskich”.

Powodzenie tych gier zachęciło Promyka do wprowadzenia do sprzedaży loteryjek historyczno-literackich, ułożonych i wykonanych w zakładzie fotograficznym ojca. Po dwuletnim okresie próbnym zaryzykowano również wprowadzenie drugiej gry, bardziej atrakcyjnej i ważnej dla upowszechniania znajomości dziejów Polski.

Obie gry zalecał Promyk w „Gościu” bez przeszkód do 1887 roku. Od roku 1885 gry pojawiły się w wydaniu ozdobnym w cenie 5 rubli (prócz przesyłki). Loteryjka dziejowa ukazała się również w „wydaniu ozdobniejszym z wizerunkami fotografowanymi” za 3 ruble (prócz przesyłki). Od roku 1888 loteryjki już nie były reklamowane na całej wewnętrznej stronie okładki kalendarza. Ogłoszenie znalazło się natomiast w katalogu wydawnictw Księgarni Krajowej zamieszczonym w tekście „Gościa”. W tym wykazie loteryjki stanowiły ostatnią grupę Innych wydawnictw złożoną z trzech pozycji. Informacja, z uwagi na cenzurę, była bardzo oględna i skąpa: „Loteryjka literacko-artystyczna -- gra towarzyska, pouczająca o historii piśmiennictwa polskiego” oraz „Loteryjka dziejowa -- gra towarzyska z historii kraju”. Ponadto w Innych wydawnictwach umieszczono Słownik naukowy z rosyjskiego na polski dla uczniów i uczennic. Od roku 1890 aż do zamknięcia „Gościa” w roku 1893 gier naukowych już tam nie reklamowano. Wydawanie takich gier było dowodem, że Promyk nie zaniedbywał żadnej okazji do umacniania polskości5.

* * *

Kalendarze zaczęły odgrywać pewną rolę w rozwoju oświaty i czytelnictwa w Polsce w XV wieku [294]. Powstanie katedry astronomii w Akademii Krakowskiej przyczyniło się do układania co roku kalendarza, w którym -- obok wiadomości z zakresu astronomii -- znalazły się spostrzeżenia meteorologiczne, informacje o układach gwiazd oraz przepowiednie dotyczące losów ludzkich. Owe kalendarze krakowskie, pisane po łacinie i znane jako „judiki” i „prognostyki”, cieszyły się uznaniem w kraju i na świecie. Wynalazek druku ułatwił ich rozpowszechnianie, poszukiwano ich w Wiedniu, Heidelbergu, Lipsku i Norymberdze. W roku 1583 pojawił się w Krakowie kalendarz ułożony według zasad reformy gregoriańskiej. Na Rusi jednak pozostał juliański system liczenia czasu i kalendarze polskie miały dwojakie spisy dni, w tytule zaś zaznaczano: „kalendarz polski i ruski”. Kalendarze takie wydawała przede wszystkim Akademia Zamojska6, działająca na pograniczu dwu wyznaniowych krain.

W wieku XVII, kiedy wiara w przepowiednie i magię stawała się powszechna, kalendarze zawierały coraz więcej wróżb, rad i wskazówek co do dni „feralnych i szczęśliwych”. Dzięki udziałowi botaników i medyków w układaniu kalendarzy przepowiednie i rady dotyczyły różnorodnych spraw: urodzaju, prac gospodarskich wraz z przewidywaniem pogody, a ponadto zachowania zdrowia, stawiania baniek, puszczania krwi, brania lekarstw, a nawet obcinania włosów („najlepiej jak rosną razem z książycem”). Obowiązkowe były przepowiednie astronomiczne: zaćmień Słońca i Księżyca, ukazywania się komet. Przepowiednie miały ogólniejszy charakter lub ograniczały się do niektórych terenów. Stąd pojawiały się takie tytuły: Wici z pospolitego niebieskich planet ruszenia roku pańskiego 1735 dla Polski uchwalone. Nie zawsze przepowiednie się sprawdzały, dlatego mówiono o profesorze Akademii Zamojskiej, autorze wielu kalendarzy: „Nie zgadnie pan Niewieski, co zrobi Pan Niebieski”. W miarę szerzenia się oświaty i zwalczania przesądów kalendarzowy dział przepowiedni przeobrażał się w naukowy i polityczny.

Pierwszy taki polityczny kalendarz ułożył w roku 1737 wileński ksiądz, jezuita Jan Poszakowski. Nie wierzył on już w dni feralne i szczęśliwe, ale podał je dla zwyczaju, pisząc: „[...] dobrymi być mienią dni lunarne 6, 11, 12”. Dodał w swym wydawnictwie dział naukowy, przeważnie historyczny, zamieścił wspomnienia o założeniu Akademii Krakowskiej, bitwie pod Grunwaldem, odkryciu Ameryki. Wzorem księdza Poszakowskiego poszli inni autorzy kalendarzy. Kalendarze w starej formie najdłużej wydawała Akademia Krakowska. W kalendarzu wydanym na rok 1791 przez księgarza Michała Gr<148>lla w Warszawie znalazły się: Uwagi nad stanem miejskim w Polsce oraz Prawo człowieka i obywatela, ustanowione przez Zgromadzenie Narodowe we Francji a utwierdzone przez króla [294].

W starych kalendarzach można było znaleźć pochodzące jeszcze z wieku XIV kopie pięknych inicjałów każdego miesiąca wykonane przez średniowiecznych mnichów. Na przykład w styczniu obrazek przedstawiał pijących i trącających się kubkami, a pod obrazkiem był napis łaciński: „Styczeń kocha kubki”, w lutym -- starca grzejącego się przed kominem, w marcu -- orkę, w kwietniu -- ogrodnika obcinającego gałęzie, w maju -- siedzącą pod kwitnącym drzewem parę zakochanych, w czerwcu -- koszenie traw, w lipcu -- żniwa, w sierpniu -- młockę, we wrześniu -- winobranie, w październiku -- otrząsanie owoców w sadzie, w listopadzie -- karmienie dzików żołędziami, w grudniu -- świniobicie.

Kalendarz gospodarski na rok 1779 dla Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego „[...] zawierający święta polskie i ruskie, bieg planet, powietrza odmianę, wschody i zachody słońca, przybycie i ubycie dnia i inne rzeczy ciekawe” podawał swe przepowiednie w sposób wielce niejednoznaczny: „dni pogodne z pochmurnością”, „deszcze stronami przepadną”, „wiatry pochmurną aurę uczynią”, „gorącość wiatr północny chłodzić będzie”, „wiatr niesie pogodę i odmianę rokuje”, „ostatnie dni w miesiącu wilgoć z wiatrami i pogodą dzielić się będą” itp.

Kalendarz gospodarski na rok 1799 zawierał oprócz kalendarium opisanie wpływu planet „[...] w którem to autor ogranicza się do odmian powietrza w czterech częściach roku, starając się zebrać je jak najkrócej, które to znaki stwierdzone ciągłem rok w rok doświadczeniem, użyteczniejszemi nierównie staną się Powszechności aniżeli owa mniemana, a raczej zmyślona w nowych krakowskich kalendarzach powietrza odmiana”. Krótkie podsumowanie odmian dla lepszego zachowania w pamięci autor podaje wierszem:

Zima mniej groźna, śnieżna,

często wiatr w nią dmucha.

Wiosna zimna,

a potem pogodna i sucha.

Lato nawalne, gromne,

wietrzne, niepogodne.

Jesień przystojna,

kończy dni ciepło, pogodnie.

Ponadto kalendarz zawierał objaśnienia: „O urodzajach ziemi, o chorobach wieyskich zwłaszcza ludzi. Tabele części nocy z minutami księżycowego światła od nowiu do pełni i od pełni do nowiu. Wykaz jarmarków w Galicyi Wschodniej i Zachodniej. Przychodzące i odchodzące poczty w Krakowie. Tabele wschodu i zachodu słońca do nakręcania zegarów”.

Wyższy poziom przedstawiał dopiero Kalendarz „Wieńca” i „Pszczółki” wydawany od roku 1876 przez księdza Stanisława Stojałowskiego7. Określany przez autora jako „Kalendarz- -mistrz i towarzysz życia”, stanowił niejako dodatek do obydwu pism. W przedmowie do pierwszego rocznika tego wydawnictwa Stojałowski pisał: „Na koniec żyć według kalendarza to znaczy żyć z nauką i wzrastać w oświacie. Tego ci już nie da każdy kalendarz, ale tylko kalendarz dobry. Są kalendarze na świecie, w których bywa dużo rozmaitego śmiecia. Rozliczne przepisy, rachunki, targi i Bóg wie co, co ci się może ani razu do roku nie przyda wiedzieć, chyba dla ciekawości. Będą też niekiedy powiastki, opowiadania i tym podobne, które jeśli są poczciwie napisane, to cię zabawią i rozweselą, ale skoro je raz przeczytasz, możesz je złożyć na cały rok. Nie z takim do ciebie, ludu polski, kalendarzem przychodzę. Niedużo tu znajdziesz rzeczy, ale każda z nich wielka i ważna. Czytaj je i odczytuj, i możesz każdej niedzieli wziąć na nowo kalendarz do ręki, bo wtedy dopiero będziesz mógł skończyć czytanie, jak się wszystkiego, co w tym kalendarzu zawarte, nauczysz. Ma cię on bowiem oświecić i pouczyć w trzech najpoważniejszych kierunkach: jak masz być dobrym katolikiem, dobrym Polakiem i dobrym gospodarzem”.

W następnych dwu rocznikach Stanisław Stojałowski wprowadzał różne ulepszenia. Od roku 1880 wydawany był Ilustrowany Kalendarz „Wieńca” i „Pszczółki”. Oprócz kalendarium znalazły się w nim zagadnienia: religijne, historyczne i praktyczne. W nawiązaniu do prastarej tradycji sprzed czterech stuleci zamieszczano ozdobne winietki, jednoznaczne, ale bez podpisów. Ich tematy były następujące: styczeń -- jazda saniami z drzewem, luty -- dźwiganie krzyży, marzec -- orka wołami, kwiecień -- przygotowanie święconego, maj -- nabożeństwo majowe przy wiejskiej kapliczce, czerwiec -- nabożeństwo czerwcowe, lipiec -- kośba i ule, sierpień -- żniwo, wrzesień -- dożynki u pana, październik -- młocka, listopad -- polowanie z chartami i naganiaczami w krakuskach, grudzień -- modły adwentowe. Części historycznej patronowali Mieszko I i Bolesław Chrobry. Opublikowano tam również artykuły o rabacji galicyjskiej oraz Oświata -- główne lekarstwo na ludową biedę.

Podnosząc poziom wydawnictwa, nie ustrzegł się jednak ksiądz Stojałowski bałamutnych prognoz, kalendarz bowiem zawierał ogólne przepowiednie roczne dotyczące pogody i zbiorów, a także krótkie informacje o przewidywaniu pogody w poszczególnych miesiącach. Zdecydowały o tym oczekiwania czytelników. Stojałowski, kierując się też względami handlowymi, zamieszczał wiele ogłoszeń, co mogło zwiększyć popularność kalendarza wśród szlachty i bogatszych chłopów.

Kalendarzem księdza Stanisława Stojałowskiego od razu zainteresował się Konrad Prószyński, od kilku bowiem lat nosił się z zamiarem wydawania kalendarza przeznaczonego dla ludu. Zbierał doń informacje i ciekawostki, przygotowywał artykuły oświatowe do opublikowania. Zgromadzony materiał stał się podstawą do wydania kalendarza, jakiego dotychczas nie było. Jego przedsięwzięcie uzyskało aprobatę cenzury, jeszcze zanim wydano zezwolenie na druk gazety. Stało się to w sprzyjającym takim poczynaniom momencie historycznym.

* * *

Obchodzony w dniach 2--5 października 1879 roku w Krakowie jubileusz 50-lecia twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego przeobraził się w wielką manifestację ogólnopolską oraz masowe solidarne wystąpienie narodów słowiańskich pozostających w politycznej niewoli. Pomysł jubileuszu zrodził się jeszcze w roku 1877 wśród księgarzy warszawskich, działających z pobudek nie tylko ideowych, ale również handlowych. Niezależnie od motywów uroczystości jubileuszowe były wyrazem hołdu dla pisarza. Do Krakowa, liczącego wówczas 50 tysięcy mieszkańców, zjechało około 11 tysięcy gości ze wszystkich trzech zaborów. Uroczystość dawała pretekst do starć sił politycznych w kraju oraz do rozgrywek rządów zaborczych w sprawie polskiej. Stańczykom udało się nadać jubileuszowi charakter „austriacki”. Pisarz otrzymał order od cesarza Franciszka Józefa, na którego cześć trzeba było w czasie jubileuszowej uczty wznosić toasty. Po jubileuszu Kraszewski musiał się udać do Wiednia, aby podziękować za odznaczenie. Niemcy Bismarcka8 starały się przeszkodzić przedstawicielom władz zaboru pruskiego w wyjeździe na krakowskie obchody. W gazetach natomiast moskiewskich i petersburskich ukazały się spokojne i rzeczowe oceny twórczości jubilata i jego roli w dziejach polskiej kultury. Święto pisarza starano się też wykorzystać do mglistych kombinacji pojednawczych.

Owo złagodzenie polityki Moskwy wobec Polaków, trwające do roku 1882, miało poważne znaczenie dla rozwoju ruchu wydawniczego w Królestwie Polskim. Wpłynęło także na sytuację w guberniach zachodnich Rosji, na dawnych polskich kresach. W roku 1879 Elizie Orzeszkowej udzielono zezwolenia na otwarcie księgarni. O niezwykle uroczystym przyjęciu z tej okazji, które odbyło się w Wilnie 28 września 1879 roku, pisała Orzeszkowa w liście do Jeża: „Przy szampanie ożywiliśmy się wszyscy nieco, a prezes miasta Wilna wypowiedział długą mowę, w której sformułował życzenie, aby przedsięwzięcie -- jako przez Polaków podjęte -- służyć mogło za jeden z węzłów przyszłej niezawodnej zgody dwóch powaśnionych, a jednak bratnich narodów. Dziękując odpowiedziałam: Na upragnioną zgodę tę pracujemy wszyscy” [69, t. 6].

W czasie swojej krótkiej działalności księgarnia Elizy Orzeszkowej wydała m.in. kalendarze wileński i litewski w łącznym nakładzie 15 tysięcy egzemplarzy. Było to przełamanie stosowanego dotychczas zakazu Murawjowa9 z roku 1864, na którego mocy nie wolno było na Litwie drukować, a nawet kolportować wydanych gdzie indziej kalendarzy polskich. Orzeszkowa zdawała sobie sprawę, że jej osiągnięcie było możliwe dzięki wyjątkowo sprzyjającemu klimatowi politycznemu. Zdaniem Orzeszkowej Polacy zachowywali się w tej sytuacji zbyt biernie. Pisała o tym w liście do Włodzimierza Spasowicza: „Warszawa rusza się trochę, istotnie, wątpię tylko, czy z nadarzonej sposobności poruszania się należycie korzysta. Może się mylę, ale myślę, że skoro wolno, można by o rzeczach i sprawach niektórych obszerniej i poważniej z prasą rosyjską porozmawiać niż to czynią warszawskie dzienniki. Wprawdzie znaczną rolę gra tu bardzo usprawiedliwiona nieufność, każdy lęka się wpaść w pastkę10 [...]. Tu nie można oprzeć się ochocie zwierzenia się Panu z jednym osobistym usposobieniem moim. Nie rozumiem, nie wyobrażam sobie wyższej przyjemności, większego może szczęścia, jak przeczuwać gdzieś w pobliżu zastawioną pułapkę i krążyć blisko około niej i mówić do niej: Złapiesz czy nie złapiesz, a jeżeli kiedykolwiek złapiesz, ja tymczasem zrobię choć część tego, co zrobić chcę albo zrobić powinnam! Gra taka bądź z przemocą, bądź z głupotą, bądź z ciemnotą nie jest wedle mnie ofiarą żadną, ale po prostu najszczęśliwszym, jakie być może, przepędzeniem życia” [69, t. 8].

Jak pojętnym uczestnikiem cenzorskiej „gry w pułapkę” był Promyk, okazało się przy jego pracy nad kalendarzem „Gość”. Ugodowa polityka zaborcy na początku lat osiemdziesiątych, jak również liberalne rządy generała-gubernatora warszawskiego Piotra Albedyńskiego ułatwiły uzyskanie 9 września 1880 roku zgody cenzury warszawskiej na drukowanie „Gościa”. W końcu tego samego roku Herman Benni, lektor języka angielskiego, który użyczył swego nazwiska, dostał koncesję na drukowanie „Gazety Świątecznej”. Jej redaktorem był oczywiście od samego początku Konrad Prószyński. Przygody przed ostatecznym otrzymaniem koncesji na „Gazetę Świąteczną” sprawiły, że oddając do druku swój pierwszy kalendarz, Promyk nie miał jeszcze pewności, czy pismo ukaże się z początkiem roku 1881. Dlatego w pierwszym „Gościu” nie zamieścił nawet wzmianki o zamiarach wydawania tygodnika, z niewątpliwą szkodą dla jego rozpowszechniania. Z kalendarzem natomiast poszło mu szybciej i lepiej niż Elizie Orzeszkowej, która nawet przy pomocy ustosunkowanego Włodzimierza Spasowicza musiała czekać dwa lata na pomyślny skutek swych zabiegów. Pisała o tym w liście do swego protektora 24 stycznia (5 lutego) 1881 roku: „Myślę, że pan Ryżow [prezes Warszawskiego Komitetu Cenzury -- przyp. S. L.] dłużej się temu opierać nie będzie. Wnet też dokończymy druk kalendarza i wydamy go na rok 1882 jak można będzie najwcześniej. Tymczasem zajmę się układaniem kalendarza taniego 20--30-kopiejkowego, który dla treści swej i ceny dostępny będzie dla zagród drobnoszlacheckich, oficjalistów, drobnych mieszczan, służących itp. Droższy -- 60-kopiejkowy wejdzie do dworów i saloników, tani -- do dworków, izb i przedpokojów” [69, t. 8]. Takim tanim, popularnym wydawnictwem -- według zamierzeń autorki listu -- miał być Kalendarz Litewski, droższym zaś -- Kalendarz Wileński. Pierwszy nie był jednak dostosowany do potrzeb oraz poziomu czytelnictwa ludu. Cenzura starała się o to, aby był jak najmniej zrozumiały, zmieniono część winietek miesięcznych i usunięto podpisy oraz tekst, skutkiem czego ilustracje stały się nieczytelne. Obok części kalendarzowej i informacyjnej kalendarz zawierał dość obszerną część literacką. Wysoki poziom prezentowały artykuły Elizy Orzeszkowej Z dziejów piśmiennictwa naszego. Omówiła w nich twórczość Mikołaja Reja i Jana Kochanowskiego, cytując liczne fragmenty utworów. „Z całego serca pragnęłabym, Czytelnicy, dłużej jeszcze rozmawiać z Wami o przeszłości piśmiennictwa naszego. Przedmiot to naprawdę bardzo bogaty i -- jak śpiewał Kochanowski -- «Dzień tu, ale jasne zorze prędzej by zapadły w morze, y niż by mi o nim mówienia zabrakło». Gdy jednak na tym miejscu długo o przedmiocie jednym mówić nie można, zapraszam Was, Czytelnicy, do przyszłorocznego kalendarza naszego, gdzie w dalszym ciągu rozmowy naszej opowiem wam o poetach Klonowicu i Szymonowicu, a także o wielkim mówcy religijnym i politycznym, który nosił wiekopomne i powszechnie znane nazwisko -- Piotra Skargi”. Tej obietnicy Orzeszkowa jednak spełnić nie mogła, gdyż kalendarze z powodu działań administracji carskiej ukazywały się tylko przez rok. Natomiast w roku 1882 pojawiła się notatka o Uniwersytecie Wileńskim, na którym w początkach stulecia prowadzono wykłady w języku polskim, a do grona studentów należeli tacy sławni Polacy, jak Jędrzej Śniadecki, Adam Mickiewicz i Józef Ignacy Kraszewski. Niestety, przepisy i rady gospodarskie oraz zbiór różnych wiadomości zebrał ktoś niezbyt fortunnie, a ponadto zredagował w sposób mało przystępny dla czytelnika wiejskiego.

Warto jeszcze wspomnieć, że w ogłoszeniach księgarskich zalecano również gry pedagogiczne znajdujące się w księgarni Orzeszkowej, a wśród nich Portrety cieniowe królów polskich. Zabawa towarzyska z tekstem rytmicznym Władysława Ludwika Anczyca. Ta „myszka” ominęła jakoś „pastkę” cenzora.

* * *

„Gość” był pisany przede wszystkim dla włościan, z których wielu umiało już czytać przeważnie dzięki elementarzowi Promyka. Z przeznaczeniem „dla ludu” wydawano w tym czasie niewiele kalendarzy: ludowy „Zorzy” Józefa Grajnerta w zaborze rosyjskim i księdza Stanisława Stojałowskiego w Galicji. Kilkanaście lat później w zaborze pruskim zaczął się ukazywać Kalendarz „Gazety Grudziądzkiej”. Promykowski, za 15 kopiejek, był najtańszy, a całorocznym prenumeratorom „Gazety Świątecznej” dodawany bezpłatnie. Po kalendarz sięgał każdy chłop umiejący czytać, szukając w nim porady w wielu życiowych, codziennych sprawach. Dlatego cieszył się powodzeniem, rozchodził szybko, i to w stosunkowo dużych nakładach. Większość polskich księgarń zabiegała o druk kalendarzy. „Gość” przetrwał lat trzynaście, z przerwą w roku 1886. We wstępie do pierwszego „Gościa” na rok 1881 autor określił jego charakter i odmienność od powszechnych kalendarzowych wydawnictw. „Od Kazimierza Promyka do tych, którzy będą z tego kalendarza korzystali, takie powitanie: Drodzy moi Czytelnicy i Czytelniczki! Kiedy sam u Was wszystkich gościć nie mogę, przyjmijcie ode mnie ze szczerym sercem chociaż tę książkę, ten kalendarz na rok nowy i wszystkie wiadomości, rady i nauki, które tu podaję. Niech ten kalendarz zaniesie Wam moje serdeczne pozdrowienie, a goszcząc u Was przez cały rok, niech nie będzie darmozjadem, ale niech uczciwie ku pożytkowi Waszemu służy. Zabierając się do pracy nad tym kalendarzem, postanowiłem ułożyć go trochę inaczej niż to robią zwykle, nie chciałem drukować zbieraniny różnych różności [...]. Rad byłbym umieścić w tym kalendarzu i więcej rzeczy, których sporo mi się zebrało, ale zabrakło już tu dla nich miejsca i chcąc nie chcąc muszę to i owo na inny czas odłożyć [...]. Gospodarze lubią nieraz szukać w kalendarzu wiadomości o tym, jaka kiedyś ma być pogoda, i dlatego przepowiednie o pogodzie najczęściej bywają drukowane. Ale cóż to za przepowiednie! Oto wydrwigrosze kpią sobie z poczciwych, lecz mało oświeconych ludzi i piszą, co im ślina do gęby przyniesie, śmiejąc się sami z łatwowiernych. Nie ma dotąd żadnego sposobu, żeby pogodę choćby na kilka dni przepowiadać było można, a nie dopieroż na kilkanaście miesięcy. Nikt jeszcze do tego dojść nie potrafił. A gdyby nawet kiedyś i doszli do tego, to nie mogliby podawać o tym wiadomości w kalendarzach dla całego kraju, bo zwykle tak się zdarza, że gdy w jednym miejscu jest deszcz albo śnieg i pochmurno, to tymczasem gdzie indziej jest pogoda. Więc jakże to wszystko razem przepowiadać? Otóż przepowiednie o pogodzie są zawsze fałszywe [...]. Czy więc godzi się fałsz w książkach drukować? Ale ponieważ niejeden przepowiedni owych od kalendarza wymaga, nie wiedziałem, co ja mam zrobić z niemi. Aż na koniec poszedłem za głosem sumienia i przepowiednie o pogodzie z kalendarza mojego, jak rzecz niegodziwą, precz wyrzuciłem” [114]. Nie tylko brak przepowiedni o pogodzie wyróżniał ten kalendarz od innych. Promyk starał się w tej formie jakby „przemycić” dalszy ciąg swych elementarzy oraz książeczek do czytania, a więc znaczną część historii i wiedzy o Polsce, jej najmądrzejszych królach, najdzielniejszych wodzach, słynnych uczonych i pisarzach, jak również o wielkich rocznicach narodowych. Chciał wzbogacić wiedzę prostych ludzi o otaczającym ich świecie oraz rozsławić imię tych współczesnych, którzy dla społeczności polskiej położyli zasługi.

Otrzymując zgodę Warszawskiego Komitetu Cenzury, Promyk zgodził się na pewne ustępstwa na rzecz „pojednania” i wyszło z tego kilka kompromisów. W przeznaczonym na luty kalendarium zamieszczono tekst: „[...] 9 lutego (28 stycznia) 1725 roku umarł cesarz rosyjski Piotr I, przezwany Wielkim. Od niego Rosja zaczęła się zwać cesarstwem. On też założył miasto Petersburg, który się stał odtąd stolicą Rosji na miejsce Moskwy”. Na tej samej stronie widniała informacja o rocznicy ślubu królowej polskiej Jadwigi z wielkim księciem litewskim Władysławem Jagiełłą i chrzcie Litwy oraz o 107. rocznicy urodzin „sławnego na wszystkie kraje i po wszystkie czasy rodaka naszego Mikołaja Kopernika” [114]. Na stronie dotyczącej maja zamieszczono wiadomość, że „[...] dnia 4 maja 1704 roku zostało założone miasto Petersburg przez cesarza rosyjskiego Piotra, przezwanego Wielkim. Miasto to zaczęli budować z rozkazu tego cesarza na głębokich bagnach nad brzegiem zatoki fińskiej przy ujściu rzeki Newy, na ziemi co dopiero od Szwedów odebranej”. Na wrześniowej stronie opisano rocznice zwycięstwa nad Turkami pod Wiedniem oraz hetmana Karola Chodkiewicza pod Chocimiem. Niejako dla równowagi zamieszczono też obrazek przedstawiający „Pomnik w Nowogrodzie, wystawiony na pamiątkę przybycia w tamte strony przed 1018 latami Ruryka, pierwszego władcy krajów w skład Rosji wchodzących”. Wyrazem pojednawczych tendencji była również notatka na stronach marcowych zamieszczona w 1882 roku, że „[...] 2 marca 1864 roku wydane zostało prawo o uwłaszczeniu włościan w Królestwie Polskim”, a prawo to -- zgodnie z ówczesną wykładnią i propagandą -- zawdzięczali włościanie „Najjaśniejszemu Panu”.

Ustępstwem na rzecz zaborcy wydaje się też podanie rosyjskich nazw niektórych miast Królestwa Polskiego. W spisie bowiem jarmarków wydrukowano: Gubernia Petrokowska i Petroków, zamiast prawidłowo: Piotrkowska i Piotrków, jak zresztą widniało na następnych stronach. Czy był to tylko przypadkowy błąd, powstały w czasie przepisywania nazwy z wykazu jarmarków zamieszczonego w innym kalendarzu ludowym? Przeciwko temu przypuszczeniu świadczy taki tekst: „Oto najważniejsza z tych dróg (w roku 1847 ukończona) prowadzi na południo-zachód przez miasto Piotrków (Petroków) i Częstochowę”.

Poczynione ustępstwa nie uchroniły „Gościa” od cięć carskiego cenzora w zasadniczej części kalendarza, którą stanowiły obrazki tytułowe poszczególnych miesięcy. Ilustracje te w założeniu miały być stałym elementem, nie zmienianym w następnych wydaniach. Zamierzenia Promyka znane są z wydrukowanego po jego śmierci kalendarza „Gazety Świątecznej” na rok 1914 (jako upominek dla całorocznych prenumeratorów „Gazety Świątecznej”). W wydawnictwie tym, już nie cenzurowanym, zamieszczono wszystkie obrazki tak, jak umyślił to sobie redaktor „Gościa”: w styczniu -- jazda saniami, w lutym -- Mikołaj Kopernik, w marcu -- pierwsi chrześcijańscy królowie polscy: Mieszko I i Bolesław Chrobry, w kwietniu -- trumna św. Wojciecha w kościele katedralnym w Gnieźnie, w maju -- Zamek Królewski i kościół katedralny na Wawelu w Krakowie, gdzie znajdują się groby św. Stanisława i królów Polski, w czerwcu -- męczeństwo św. Piotra, w lipcu -- królowa Jadwiga czyniąca na łożu śmierci zapis „na podniesienie Akademii Krakowskiej”, w sierpniu -- ksiądz Stanisław Konarski, wskrzesiciel oświaty, we wrześniu -- Jan Sobieski, król Polski, w październiku -- Tadeusz Kościuszko, w listopadzie -- grób króla polskiego Kazimierza Wielkiego w kościele katedralnym na Wawelu. Serię tę zamykało Czytanie zimowe stanowiące jeden z przewodnich motywów kalendarza. W pierwszym natomiast wydaniu „Gościa” w marcu Promyk, nie z własnej woli, zamieścił „pierwszych apostołów Słowian” -- Cyryla i Metodego, w październiku zaś -- św. Jana Kantego, okrywającego swym płaszczem ubogiego. Inne obrazki się zachowały, choć niektóre napisy nie uszły przed cenzorską korektą. Na przykład zamiast „Zamku Królewskiego i kościoła katedralnego na Wawelu” pojawił się podpis „Mury na Wawelu w Krakowie, w których leży św. Stanisław”. Janowi Sobieskiemu odjęto podpis „Król Polski”. Pozostała natomiast na sąsiedniej stronie notka, że „[...] 12 września 1683 roku (blisko 200 lat temu) Jan Sobieski, król Polski, odniósł sławne zwycięstwo nad Turkami pod Wiedniem -- stolicą cesarza niemieckiego i tym sposobem ocalił cesarstwo i chrześcijaństwo od zguby. Sobieski już przedtem kilka razy podobnie jak Wiedeń kraj własny od Turków obronił i za to też został na króla obrany” [114]. Warto dodać, że obrazek przedstawiający jazdę saniami, jak również projektowana winietka z postaciami Mieszka I i Bolesława Chrobrego wzorowane były na kalendarzu księdza Stanisława Stojałowskiego. Świadczyło o tym zarówno podobieństwo królewskich postaci w obu wydawnictwach, jak i krakowska uprząż pary koni zaprzężonych do sań. Na Mazowszu i Podlasiu przejażdżka saniami dla rozrywki odbywała się jednym koniem zaprzężonym w hołoble11, duhę12 i chomąto tzw. ruskie. W saniach często kładziono półkoszki z łozy lub wikliny.

Wydawnictwem kalendarzowym dla wyższych sfer był wówczas „Józefa Ungra13 Kalendarz Warszawski Popularno-Naukowy”. Wydawnictwo to przetrwało 72 lata, do roku 1917. Dla jego charakterystyki i porównania z „Gościem” warto podać obrazki tytułowe poszczególnych miesięcy: w styczniu -- również jazda, nie saniami wprawdzie, ale sankami, w lutym -- bal karnawałowy, w marcu -- jazda powozem w czasie ulewy i wichury, w kwietniu -- modna wówczas kwesta Wielkiego Tygodnia na biednych, w maju -- piknik na trawie, w czerwcu -- ujeżdżanie koni, w lipcu -- spacer pod parasolami i odpoczynek w cieniu, w sierpniu -- przejażdżka końmi we dwoje, we wrześniu -- owocobranie, w październiku -- polowanie, w listopadzie -- jazda linijką14 oraz w grudniu beztroski obrazek rodzinny -- mama wśród dziatek podziwiających szopkę świąteczną.

W pierwszej edycji „Gościa” upowszechniono wiadomości z zakresu historii i kultury polskiej w formie większych notatek lub wzmianek o polskich królach, książętach, hetmanach, uczonych: Mikołaju Koperniku, Janie Długoszu i Wojciechu z Brudzewa, poetach: Janie Kochanowskim, Franciszku Karpińskim i Adamie Mickiewiczu, reformatorze szkolnictwa księdzu Stanisławie Konarskim15, malarzu Janie Matejce, licznych królowych i księżnych, polskich świętych i błogosławionych. Szczególnie upodobał sobie Promyk Jana Sobieskiego; w związku ze zbliżającą się dwusetną rocznicą odsieczy wiedeńskiej opisał tego bohatera narodowego i króla w czterech wspomnieniach.

Żywoty świętych, bez których kalendarz, zwłaszcza ludowy, nie mógł się obejść, zajmowały niepoślednie miejsce. Powtarzano je do roku 1885, po którym nastąpiła roczna przerwa w wydawaniu „Gościa”. We wstępie do kalendarza na rok 1882 Promyk tak o tym pisał: „Niech też Was i to nie dziwi, że kalendarz tegoroczny zawiera w sobie część tego, co już w przeszłorocznym było. Są to żywoty świętych naszych patronów, które podług miesięcy w każdym roku odczytywać należy, są też powtórzone najpotrzebniejsze wiadomości o świecie, które trzeba mieć zawsze pod ręką, dopóki one zupełnie nie utrwalą się w pamięci” [114]. Wartość i oryginalność tych tekstów wynikała przede wszystkim z ich treści historycznej. Promyk napisał 23 żywoty świętych, z których pięć: Macieja Apostoła, Piotra, Pawła Apostoła, Łukasza Ewangelisty, Szczepana I Męczennika wybrał jako najważniejsze z hagiografii ogólnej. Żywoty Cyryla i Metodego były symbolem słowiańskiej jedności. „Wszystkie narody słowiańskie są bratnie między sobą i powinny żyć z sobą w zgodzie i sprawiedliwości -- jak na braci przystało” [114]. W pozostałych żywotach „bliższych nam swym pochodzeniem” nie było ani jednego, w którym w formie dygresji Promyk nie umieściłby choć krótkiej wzmianki o historii Polski.

Na odwrocie strony z następnego miesiąca (tytułowa oprócz obrazka -- symbolu miesiąca -- zawierała dwujęzyczne kalendarium), zwanej przez Promyka „tablicą przypisów do miesiąca ze wskazaniem dat ważniejszych religijnych i historycznych”, w których czczono rocznicę świętego, podana była wskazówka, gdzie szukać jego historii. Na przykład: „[...] 23 kwietnia przypada pamiątka męczeńskiej śmierci naszego patrona św. Wojciecha, o którym wiadomość na stronicy 76 należy uważnie przeczytać i w pamięci zachować”. Zwykle wskazówki były krótsze: „[...] 29 czerwca św. Piotra i Pawła. Żywoty ich podane na stronicach 74--76”. Uwaga o dokładnym przeczytaniu i zachowaniu w pamięci dotyczyła jeszcze żywota Jana Kantego. Równie ważny -- ze względu na historyczny dodatek i osobę dziejopisa -- był życiorys św. Wincentego, zwanego Kadłubkiem, w którym można było przeczytać: „Zdarzyło się bowiem, że kiedy umierał król Bolesław przezwany Krzywoustym, to mu przyszła nieszczęśliwa myśl do głowy, żeby nie oddawać całego kraju jednemu synowi, ale żeby podzielić go na części między kilku synów. Tym sposobem kraj osłabł, bo następowały niezgody i swary między braćmi przy każdym nowym podziale, a nieprzyjaciele nieraz korzystali z tego i szukali dla siebie obłowu. Działo się tak przez jakieś dwieście lat i dużo ziemia nasza różnych nieszczęść wtenczas zniosła, póki się z tej biedy wygrzebała i wróciła do dawnej mocy” [114]. Żywot Kadłubka udało się przemycić tylko w trzech numerach „Gościa”. Od roku 1887 żywoty świętych całkowicie zniknęły z łamów kalendarza, ale Promyk nawiązywał do starych roczników: „W niedzielę po dniu 12 listopada przypada świętego Stanisława Kostki. Żywot jego odczytajcie w dawniejszych rocznikach kalendarzy Gościa”, albo też: „W trzecią niedzielę października obchodzimy pamiątkę św. Jana Kantego, którego żywot w dawniejszych rocznikach tego kalendarza podany, uważnie przeczytać należy” [114]. Krytyczna ocena żywotów może ujawnić, że Promykowi zdarzało się przemilczeć ludzkie cechy i wady świętych i stawiać ich na wyższym piedestale niż należałoby. Na przykład w żywocie św. Piotra napisał: „Piotr był nieodstępnym towarzyszem Jezusa i chciał Go bronić mieczem przed żołnierzami, gdy ci przyszli, aby Pana uwięzić i przed sąd prowadzić. Tylko sam Pan Jezus wstrzymał go od tego, Piotr poszedł za Nim aż do sądu. Tu jednak zaparł się na chwilę, iż jest uczniem Pana Jezusa, ale natychmiast począł żałować swej niemocy i gorzko ją opłakiwał”. Jak wiadomo z Ewangelii św. Marka i innych, Piotr zaparł się Chrystusa po trzykroć, nie zaś na chwilę. Jego refleksja i żal przyszły po pewnym czasie. Promykowskie pojęcie o świętych wynikało zarówno z głębokiej religijności, jak i bezkompromisowej oceny ludzi.

Już w pierwszym roczniku „Gościa” dla rozszerzenia wiedzy czytelników napisał Prószyński Stopniową naukę o świecie. Chcąc wzmóc ciekawość i pobudzić do myślenia, rozpoczął opowieść takimi pytaniami: „Czy wiesz, jaki jest świat za tym miasteczkiem, do którego na targ jeździsz, a choćby za miastem powiatowym? Czy wiesz choć trochę o kraju, o świecie?” Zaczął od opowiadania o Wiśle, która „[...] stoczywszy się z gór karpackich [...] i przebiegłszy mil kilkanaście, obmywa mury pięknego i bardzo starego miasta Krakowa. Tutaj nad samą wodą stoi wzgórze Wawel [...], a na jego szczycie zamek, gdzie dawniej mieszkali królowie polscy. Tuż przy zamku jest kościół katedralny, gdzie są groby królów i gdzie także leży ciało św. Stanisława” [114]. W tym wypadku cenzor nie uświadomił sobie, czym dla Polaków jest Wawel.

W opowiadaniu Promyk przedstawił wszystkie większe miasta Polski, Karpaty i Góry Świętokrzyskie, rzeki wpływające do Wisły. „Jeszcze dalej płynie do Wisły od wschodu rzeka Drwęca, a o jaką milę za nią wznosi się piękne miasto Toruń, w którym urodził się sławny na świat cały rodak nasz Mikołaj Kopernik [...]. Nareszcie rzeka ta rozdziela się na kilka koryt i te płyną do zatok morskich, co to je widać na mapie. Nad jednym korytem przy morzu leży piękne i bogate miasto Gdańsk, do którego przypływa morzem mnóstwo okrętów. Tu kupcy kupują towary, jak zboże, drewno i inne, Wisłą przywiezione, potem przeładowują je na okręty i wiozą morzem do różnych krajów. Za Gdańskiem już koło morza mieszkają Kaszuby, którzy mówią tym samym językiem, co my, to jest po polsku [nie mógł Promyk wyraźnie napisać, że Kaszubi to Polacy -- przyp. S. L.]. A teraz po przeczytaniu tego malutkiego i bardzo niedokładnego jeszcze opisu, bo o wielu, bardzo wielu ciekawych rzeczach przemilczałem, powiedz, bracie drogi, czy warto poznać coś więcej niż własną wieś i jej okolicę? A najpierwej godzi się poznać każdemu kraj swój, w którym mieszka. Ku takiemu poznaniu służą podróże, lecz na to stać tylko bogatych. Zresztą i z nas niejeden odbywa czasem podróż niemałą, ot na przykład do Częstochowy, ale nie przeczytawszy wprzód żadnych opisów, będąc człowiekiem ciemnym, jest w drodze jakby w lesie, sam nie wie, czemu warto się przypatrzyć, gdzie co jest i z podróży ani korzyści, ani nawet uciechy wiele odnieść nie potrafi” [114].

Jeszcze jednym spojrzeniem ogarnął cały kraj przy opisie „mapki najważniejszych dróg wodnych i żelaznych pomiędzy Warszawą a stolicami państw sąsiednich”. Później opowiadał o narodach najbliżej nas zamieszkujących: „[...] od Odry aż do ujścia Niemna Niemcy się rozsiadają, bo nasi tam z miejsca ustąpili. Nie dali się Niemcom odeprzeć od morza tylko Litwini, których część duża, zwana Żmudzinami, i dziś nad morzem mieszka. Litwini są pod rządem cesarstwa rosyjskiego, a część ich przy tym -- w Guberni Suwalskiej -- jest w obrębie Królestwa Polskiego [...]. Czechowie to naród mniejszy od naszego, ale rozumny, oświecony, pracowity, przywiązany do swoich obyczajów i do swojej mowy. Wszyscy tam piśmienni. Najmilszą u nich zabawą jest śpiew i muzyka, bo też grajkowie od nich i do nas przychodzą. Wiara ich ta sama, co i nasza. Oni też wiarę tę do nas przywieźli, bo oto król polski Mieczysław żeniąc się z czeską księżniczką, sam się ochrzcił i w kraju swoim wiarę świętą zaprowadził. Wtenczas wielu księży z Czech do nas przyjechało z nauką. A potem św. Wojciech, biskup czeski, u nas przebywał. Z czasem Czechom zabrakło własnego króla i dostali się pod rząd niemiecki. Ale choć 300 lat byli pod panowaniem niemieckim, to jednak do dziś pozostali tacy sami, jakimi byli dawniej. Teraz są oni pod panowaniem cesarza austriackiego. Stołeczne i najpiękniejsze miasto u Czechów nazywa się Praga. Najliczniejszą i główną podstawą cesarstwa rosyjskiego są Wielkorosjanie. Mieszkają oni głównie na szerokich równinach dookoła swej dawnej stolicy Moskwy. Język ich stał się urzędowy w całym państwie, a ich wiara nazywa się prawosławną. Jest ona panującą w cesarstwie rosyjskim. Mowa rosyjska jest także słowiańska. Naród rosyjski jest dość przedsiębiorczy, sam zajmuje się nie tylko rolnictwem, ale i handlem, a drobni przekupnie ze środka Rosji wędrują z różnym towarem po całym cesarstwie” [114]. W kolejnych rozdziałach zawarł autor wiadomości „o narodach dalszych, o całej ziemi i o częściach świata”, o odkryciu Kopernika, zaćmieniach Księżyca i Słońca oraz o kometach. Tę zwięzłą naukę kończył Promyk sentencją: „Taki to świat ogromny, niezmierzony stworzył Bóg niepojęty dla nas w swojej mądrości i mocy, który nie ma ani początku, ani końca swego czasu, ani granic swej wielkości”.

Tego rodzaju wiadomości zostały powtórzone tylko w roczniku 1882 „Gościa”. W roku 1883 w ogłoszonym w kalendarzu spisie wydawnictw Księgarni Krajowej pojawiła się pozycja: „Krótkie opisanie świata, z wieloma obrazkami i mapkami -- kop. 10, ale druk jeszcze nie ukończony” [240]. Na opróżnionym natomiast miejscu w „Gościu” znalazły się Ciekawe zjawiska w przyrodzie, zawierające opisy powietrza, barometrów i przepowiednie pogody, niezbędnych rzeczy do życia na ziemi, trojaki stan ciał, rzeczy lekkich i balonów, a ponadto informacje o wietrze, obłokach, chmurach i deszczu, jak i dlaczego tworzy się mgła, o rosie, szronie, zamrozie, gołoledzi, śniegu, gradzie, kiedy i jak powstają błyskawice, grzmoty i pioruny. Kończyło się to wykładem o elektryczności, piorunochronach itp. „Z tego wszystkiego, com tu powiedział, możecie już mieć jakie takie wyobrażenie o tęczy i o tym, jak ona się tworzy. Mógłbym wprawdzie wytłumaczyć jeszcze dokładniej, w jaki sposób jasność słońca się odbija i rozpada się na owe siedem barw, dlaczego tęcza roztacza się w półkole, dlaczego obok jednej tęczy bywa jeszcze druga, złożona z tych samych barw, tylko na odwrót idących itd. Ale musiałbym się rozpisywać o tym bardzo długo i szeroko, bo są to trudne do zrozumienia bez wyższej nauki rzeczy” [114].

Kazimierz Promyk w następnych kalendarzach zaniechał tych popularyzatorskich wykładów niezupełnie z własnej woli. Przy wydawaniu „Gościa” na rok 1883 okres znośnej współpracy z cenzurą już się kończył. Właśnie wtedy, mimo przypadającej dwusetnej rocznicy zwycięstwa pod Wiedniem, wszystkie informacje o Sobieskim autor był zmuszony usunąć, z trudem udało mu się ocalić wizerunek króla na koniu. Wspominał o tym smętnie na stronie poświęconej wrześniowi słowami wielkiego poety: „Ze zdań Jana Kochanowskiego: Prawa są równie jak pajęczyna; Wróbel się przebije, a na muszkę wina” [114]. Po usuniętym tekście pozostała biała plama, stanowiąca teraz tło dla pomnika Ruryka16. Ze strony dotyczącej listopada „wypadł” Adam Mickiewicz. Pozostałe wiadomości tej wymownej pustki nie zapełniły.

Zaostrzenie cenzury można było obserwować już w latach 1884 i 1885. O tej zmianie ostrzegł Elizę Orzeszkową jeszcze na początku roku 1881 niezawodny Włodzimierz Spasowicz, donosząc o sukcesie w sprawie Kalendarza Wileńskiego: „Kalendarz ujrzymy w roku przyszłym. Czołem, czołem przed niezmordowaną Pani działalnością i górą ludzie niepokonani”. A zaraz potem: „Tu, w Petersburgu, ja nie wierzę w długi liberalizm, mianowicie w galanterię względem prasy. Dadzą pobrykać, a potem na łańcuszek. Sądzę, że ten kryzys niedaleki, trzeba więc -- o ile można -- z chwili obecnej korzystać” [69, t. 8].

Promyk nie wierzył w liberalizm cenzury wobec wydawnictw polskich. Sam też unikał „galanterii”, na ile to było możliwe, wobec cara i jego cenzorskich sług, co czasem przybierało zabawne formy. W pierwszym roczniku „Gościa” został ogłoszony na wewnętrznej stronie okładki spis jego publikacji, czyli treść kalendarza. Pominięto Dom cesarsko-rosyjski, mimo że był drukowany tuż po tabeli wschodu i zachodu Księżyca. Natomiast Dni galowe wydrukowano drobną czcionką jako pozycję mało ważną. W drugim roczniku spis treści tego kalendarza wydawca uzupełnił o Dni galowe i Dom cesarsko-rosyjski, ale znów jako rzecz trzeciorzędną wraz z pięcioma innymi na trzydzieści pozycji spisu. Ta drukarsko-graficzna degradacja dworu cesarskiego była czytelna dla bardziej rozgarniętych włościan, tym bardziej wtedy, gdy Promyk musiał coś napisać o ważnym wydarzeniu z życia cesarskiego dworu. Szczególnie lekko potraktował zabójstwo cara Aleksandra II. Podsumowując rok 1881 napisał: „Chciałem o wielu, wielu jeszcze rzeczach pisać, które działy się w ostatnim roku, jak na przykład o strasznych trzęsieniach ziemi, w których całe miasta i wsie zostały zburzone [...], o pożarze teatru w Wiedniu, gdzie w ciągu pół godziny więcej niż tysiąc ludzi się spaliło, o swawoli nierozumnego ludu w południowych guberniach cesarstwa, która rozpoczęła się napadami na Żydów, a skończyła się tym, że pierwsi napastnicy zostali surowo ukarani, o okropnym przestępstwie, którego ofiarą stał się Najjaśniejszy Pan, cesarz Aleksander II, o licznych rozbojach w kraju naszym [...], ale na to wszystko już miejsca zabrakło” [114]. W kalendarzu na rok 1892 w dziale Zmarli w pierwszej pozycji informował: „Wielki książę Mikołaj, syn śp. Mikołaja I, cesarza Wszechrosji, stryj panującego dziś Jego Cesarskiej Mości Aleksandra III zakończył życie po długiej i ciężkiej chorobie w dniu 25 kwietnia 1891 roku. Urodził się dnia 8 sierpnia 1831 roku, żył więc 60 lat” [114]. Lakoniczną tę notatkę wyodrębniono z reszty tekstu kreskami u góry i u dołu. W ten sposób Promyk chciał dać do zrozumienia, że notatka została wtrącona do tej zaszczytnej części kalendarza wbrew jego woli. Był to bowiem stały dział „Gościa”, do którego trafiały tylko wspomnienia o zmarłych zasłużonych dla społeczeństwa polskiego. Zamieszczono również -- oprócz cesarskiego stryja -- nazwiska kilku cudzoziemców, ale ich tytuły do tego zaszczytu wydawały się uzasadnione.

Wspomnienia pośmiertne objęły około 140 osób i drukowane były we wszystkich rocznikach „Gościa”, z wyjątkiem ostatniego, okrojonego przez cenzurę do jednej trzeciej normalnego rozmiaru. Najważniejsze miejsce wśród tych zwięzłych opisów zajmowali uczeni (18%). Ich pozycję wyjaśniał Promyk w drugim roczniku „Gościa”, nawiązując do wspomnienia o uczonym matematyku, profesorze Wszechnicy Jagiellońskiej Janie Kantym Steczkowskim zmarłym 18 października 1881 roku. „Chociaż mało kto z czytelników tego kalendarza może korzystać bezpośrednio z prac takich ludzi jak Steczkowski, ponieważ jednak są to ludzie znakomici i zasłużeni krajowi, wypadało wspomnieć tu o nich, gdy ziemia nasza świeżo przyjęła ich zwłoki do swego łona. Wszystko, co najważniejszego działo się w kraju dawniej i co dzieje się dziś, jak również zasługi ludzi znakomitych, choćby ich prace nie dla wszystkich były przystępne, nie powinny być ukrywane przed ogółem naszym, powinny obchodzić wszystkich obywateli kraju, którzy umieją czytać i rozumieć to, co czytają. A takimi obywatelami są zarówno włościanie i mieszczanie, jak i szlachta; zarówno ludzie, którzy otrzymali naukę w szkołach wyższych, jak i ci, co oświecają się sami przez czytanie książek” [114].

Wśród zmarłych uczonych wymieniono leśnika Wojciecha Jastrzębowskiego, górnika Wincentego Kosińskiego, fizyka Zygmunta Wróblewskiego, nafciarza Ignacego Łukasiewicza, weterynarza Adama Ferdynanda Adamowicza, prawnika Romana Wierzchlejskiego, historyka Waleriana Kalinkę, przyrodnika Jakuba Natansona. Drugą grupę wśród zasłużonych stanowili ziemianie odznaczający się ofiarnością na cele społeczne, gromadzący skarby i pamiątki kultury lub organizujący życie swej okolicy czy też wnoszący swą pracą nowe wartości służące ojczyźnie. Wśród nich znaleźli się Jan Działyński, kontynuator dzieła swego ojca, fundatora zbiorów w Kórniku, a także Władysław Tomicki, zajmujący się gorliwie sprawami swej gminy i w dowód zaufania włościan pełniący przez kilka lat urząd wójta, założyciel, wspólnie z Alfredem Grodzkim, składu maszyn i narzędzi rolniczych oraz nasion. Ponadto w gronie tym byli również inicjator prac nad Słownikiem geograficznym Feliks Sulimierski i późniejszy zapalony miłośnik tych prac, finansujący kosztowne dzieło, Władysław Walewski.

Promyk wspominał również pisarzy i poetów, takich jak: Józef Ignacy Kraszewski, Antoni Edward Odyniec, Józef Bohdan Zaleski, Władysław Ludwik Anczyc, Jan Lam, Jan Kanty Gregorowicz, dziennikarzy Wacława Szymanowskiego i Wincentego Korotyńskiego oraz malarzy, rzeźbiarza i aktora. Duchowni stanowili około 1/6 ogólnej liczby osób uhonorowanych wspomnieniami w okresie wydawania „Gościa”. Wśród nich znalazł się pastor Leopold Otto, proboszcz parafii ewangelickiej w Warszawie, najlepszy przewodnik duchowny, który „[...] odznaczał się jako bardzo dobry człowiek, gorliwy o dobro kraju obywatel i doskonały kaznodzieja” [114]. Zamieścił również Promyk krótką notatkę o rabinie Izaaku Kramsztyku, który „[...] znany był z wielkiej prawości, co mu i ludzie w ogóle niechętni Żydom przyznają”. We wspomnieniach dotyczących duchownych katolickich szczególnie wyróżniono księdza Franciszka Wicewicza, długoletniego proboszcza parafii Bohusławskiej koło Wilna: „Dla włościan był ojcem, bratem, doradcą i pocieszycielem. Całe pokolenie parafian nauczył czytać. Żył bardzo skromnie -- oddany pracy od rana do wieczora”. Wspomniano również wielkiego społecznika, proboszcza z Międzyrzeca Podlaskiego, księdza Jana Kuzawińskiego. Ksiądz Jan Bosko, słynny włoski dobroczyńca, znalazł się także w tym szlachetnym łańcuchu wspomnień.

Konrad Prószyński przedstawił także sylwetki zasłużonych dla własnych gmin lub miast: kilku włościan, rzemieślników, księgarza, ogrodnika, fabrykanta i kamienicznika. W „Gościu” na rok 1884 tak pisał: „Rok w rok śmierć nielitościwa zabiera nam dużą gromadkę ludzi zacnych, którzy odznaczyli się swą pracą lub czynami swymi, świecili dobrym przykładem i przynosili całemu narodowi i krajowi pożytek. Rozstało się na zawsze z nami i w tym ostatnim roku kilkunastu takich ludzi, których śmierć nie tylko krewniaków bliskich i przyjaciół, ale cały nasz ogół obchodzić powinna. Nie wszyscy oni równo słynęli, nie o wszystkich cały kraj wiedział, nie wszystkich praca na cały naród się rozpościerała. Niejeden pracował dla dobra ogółu w cichości; inny starał się być pożyteczny nie dla całego naraz kraju, ale dla sąsiadów w najbliższej swej okolicy, dla swej wsi lub miasta, dla swej gminy lub parafii. Ale i z takiej pracy cały naród, cały kraj korzysta, boć z owych wiosek, miast, gmin i parafii kraj się składa [...]. O niektórych takich ludziach zasłużonych, co ich śmierć w ostatnim roku nam zabrała, mam tutaj wspomnieć. Daj Boże, żeby na miejsce tych mężów i niewiast zacnych i pożytecznych, którzy z każdym rokiem nas opuszczają, kładąc się do grobu, zjawiali się coraz nowi, również zacni i pożyteczni pracownicy i miejsca zmarłych mogli godnie zastąpić” [114].

Dział kalendarza pod tytułem Zmarli nie budził zbyt częstych zastrzeżeń cenzury. Dlatego pozostało w kalendarzu na rok 1891 piękne wspomnienie o Oskarze Kolbergu17, zmarłym 3 czerwca 1890 roku. Już na pięćdziesięciolecie pracy Kolberga w roku 1889 chciał Promyk uczcić go w „Gazecie Świątecznej” dłuższą wypowiedzią zatytułowaną: Wielki zbieracz pieśni ludowych. Wtedy jednak Warszawski Komitet Cenzury nie dopuścił tej publikacji do druku [36]. Główną pozycją rocznika 1884 był obszerny, bo zajmujący bez mała 40 stron, żywot Jana Kochanowskiego, przeplatany licznymi cytatami z jego poezji. W ten sposób święcił Promyk trzechsetlecie śmierci poety: „Spełniły się słowa, że z kości jego popiół nie będzie wzgardzony. Okrągłych trzysta lat mija, jak z tych kości duch uleciał, a jednak człowiek, do którego one należały, żyje i dziś między nami, i przemawia w pieśniach swoich, a te do najdalszych pokoleń przetrwają, póki mowa nasza trwać będzie. A my będziemy wdzięczni temu zmarłemu już od tak dawna i żyjącemu zarazem między nami człowiekowi nie tylko za jego pieśni, które śpiewamy nabożnie lub którymi się zabawiamy, ale błogosławimy mu i za to, że choć on nie pierwszy zaczął pisać po polsku, ale pierwszy ludziom pokazał, jak to można pisać jasno i pięknie, pierwszy nauczył ludzi tej sztuki. Gdyby nie to, nie mielibyśmy ani takich pisarzy, ani takich książek, jakie dziś mamy, i nie byłoby sposobu do szerzenia oświaty wśród ludzi, wśród narodu naszego” [114].

Od roku 1882 zaczęły się ukazywać w „Gościu” Rady dla gospodarzy, dotyczące rolnictwa. Autorem był wykształcony rolnik i znany popularyzator wiedzy rolniczej Karol Filipowicz, występujący w „Gościu” pod pseudonimem Marian Prawdzic. Pierwszy jego artykuł był poświęcony uprawie kukurydzy na zieloną karmę. Jako nieodzowny warunek pełnego wykorzystania tej paszy podał wówczas Prawdzic kiszenie w dołach, ucząc, jak taki dół urządzić i jak kisić. W kalendarzach wydawanych po przerwie w roku 1886 zagadnieniom gospodarskim poświęcono wiele uwagi.

„Gość” na rok 1887, przygotowany przez Konrada Prószyńskiego po ciężkich przeżyciach osobistych i w dużej mierze dzięki postawie jego drugiej żony Wandy, przypominał w pewnym stopniu pierwszy rocznik. Nie wiadomo wprawdzie, czym to tłumaczyć, być może łagodne potraktowanie rocznika w Warszawskim Komitecie Cenzury było spowodowane przewidywaną zmianą na stanowisku prezesa, miał bowiem objąć je Iwan K. Jankulio. Odzyskał swe nazwisko Jan Sobieski i wrócił na dawne miejsce Adam Mickiewicz. Były jednak trudności z żywotami świętych, które chyba przeczytał wreszcie ktoś ważny, może nawet sam kurator warszawskiego okręgu szkolnego, zaciekły rusyfikator Aleksander Apuchtin. W roku 1885 schował je Promyk przed cenzurą, drukując drobną czcionką dla odmiany na początku kalendarza, między Domem cesarsko-rosyjskim a spisem Ewangelii. Niektóre, a wśród nich dwa bardziej „trefne”, umieścił w tablicach przypisów do poszczególnych miesięcy. Przy układaniu „Gościa” na rok 1887 wszystkie te wybiegi już nie pomogły. Żywoty wykreślono bezpowrotnie, ale ciekawych Promyk odsyłał do dawnych roczników kalendarza.

* * *

O swych trudnościach w tych krytycznych latach uczynił Promyk wzmiankę -- niezbyt wprawdzie wyraźną, ale dającą wiele do myślenia -- w retrospektywnym przeglądzie Dwa lata ostatnie: „Dobrym czytelnikom, którzy dawniejsze roczniki tego kalendarza znają, wiadomo, że opisuję w nich zwykle, jaki był rok ostatni dla kraju naszego. I teraz mam to samo uczynić. Z powodu jednak zeszłorocznej przerwy w wydawnictwie kalendarza muszę dziś rozejrzeć się nie w jednym, ale aż w dwóch na raz latach: od jesieni 1884 do jesieni 1886 roku. Nietęgi to dla nas czas, te dwa lata ostatnie. Więcej złego niż dobrego w nich na nas spadło; ogólnie złych wieści, zmian na gorsze dużo, a pociechy mało. Opatrzność boska próbuje nas, jacyśmy naprawdę, czy źli, czy dobrzy, czy bieda nas upodli i skłoni do służenia szatanowi, czy też wytrwamy w tej biedzie, oprzemy się pokusom do złego, odpokutujemy za nasze wady i powstaniemy czyści, godni lepszego losu, jeśli go nam Bóg dobrotliwy w przyszłości zgotuje. Tymczasem więc trzeba dźwigać cierpliwie taką dolę, jaka jest” [114]. Niezrównana i niepowtarzalna redakcja tych wspomnień z ostatniego roku była szczytem kalendarzowych osiągnięć Promyka. Wszelkie próby naśladowania kalendarzy przez innych wydawców wyglądały bardzo miernie. Wspomnienia z ubiegłego roku zamieścił wydawca „Gościa”, z wyjątkiem pierwszego rocznika, we wszystkich pozostałych, nawet tych wydawanych z trudem i tylko w okrojonej formie w latach 1890 oraz 1893. Niezależnie od wskazówek Dla gospodarzy, z podziałem na wszystkie miesiące, udzielanych przez Mariana Prawdzica, Kazimierz Promyk pisał o pożyczkach dla chłopów, gdyż „[...] jest to jedna z najpilniejszych teraz potrzeb kraju i ludu naszego” [114]. Serię artykułów krajoznawczych rozpoczynał Lublin i ziemia lubelska, z widokiem miasta. „Tak jak na tym obrazku Lublin wygląda od strony drogi żelaznej. Na lewo od Wieży Trynitarskiej widać tu wieżę nad Bramą Krakowską, kościół misjonarski, wieżę na Ratuszu i kościół bernardyński. Wśród tych murów idzie dalej jeszcze główna dziś ulica w Lublinie zwana Krakowskie Przedmieście, przy której stoi pomnik z roku 1569”18. Drobne wiadomości z gmin i gromad były krótkimi opowiadaniami o tym, „[...] co przez dwa lata ostatnie zmieniło się ku lepszemu w niektórych gromadach i gminach, co w nich gospodarze uradzili i postanowili dobrego” [114].

„Gość” na rok 1888 zawierał dokładny kalendarz pszczelarski, który -- według wskazówek pszczelarza Kazimierza Lewickiego -- opracował Konrad Prószyński. Poradniki, opracowane przy udziale specjalistów, ułożone były według miesięcy. Serię kończył Rok ogrodniczy, we wstępie do którego Promyk tak pisał: „W latach poprzednich pouczaliśmy w tym samym kalendarzu «Gościu» o robotach gospodarskich rolnych i domowych na każdy miesiąc; roku zeszłego podawaliśmy znów rady, co i jak robić należy w każdym czasie koło pszczół, aby mieć z nich pożytku dużo; a teraz przychodzimy do czytelników naszych z tym oto rocznikiem ogrodniczym, aby jednym przypomnieć, a drugich nauczyć, co i jak w każdym miesiącu robić trzeba w sadzie i w ogrodzie. Niechże ta praca, ułożona według rad Strumiłły19, Jankowskiego20 i innych uczonych a gospodarnych ogrodników idzie dobrym ludziom na pożytek” [114]. W roku 1888 drukowano też opis Warszawy. Niezbyt udał się plan miasta, z którego trudno było coś odczytać, służył więc raczej ogólnej orientacji w położeniu stolicy w stosunku do Wisły i dróg żelaznych. Opis zawierał kilka krótkich wzmianek na temat historii Polski i Warszawy. Sporo miejsca poświęcił Promyk szkolnictwu i instytucjom kulturalnym miasta oraz pracy dziennikarzy i wydawców. „Do szerzenia oświaty w kraju przyczynia się też dużo książek i gazet, które w Warszawie się drukują. Pracuje nad nimi wielu pisarzy i drukarń. Jest też osobna władza rządowa zwana cenzurą, która wszystkie książki i gazety przygotowane do druku odczytuje i wydaje pozwolenie, gdy uzna, że drukować wolno” [114].

W roku 1889 ukazał się w „Gościu” Rocznik pisarski, w którym znalazły się prace piszących dla ludu. „Kto pisze dla ogółu, dla tego mnogiego ogółu, co pracuje około ziemi, przy warsztatach i fabrykach? Mało jest takich pisarzy. Ale Bogu dzięki, gromadka ich wzrasta po trosze. Przybywają ludzie nowi z nauką i zdatni do pióra, co pragną zrozumieć, w czym leży pożytek prawdziwy i starają się pisać tak, jak trzeba. Ciesząc się z tego, umyśliłem wydać rocznik, czyli wiązankę prac tych pisarzy. Są tu próbki prac tych, co od niedawna piórem orać zaczęli, ale do szczupłej tej gromadki przyłączył się i sędziwy, a od dawna zasłużony pisarz Jan Kanty Gregorowicz, którego pod przybranym nazwiskiem Janka z Bielca niejeden z czytelników zna już od lat wielu. W Bogu nadzieja, że ta gromadka coraz bardziej wzrastać będzie, a liczba czytających po wsiach i miastach stokrotnie się pomnoży” [114]. Po raz pierwszy tak wiele stron kalendarza (30) przeznaczono na literaturę rozrywkowo-pouczającą, która przedtem stanowiła tylko niewielkie uzupełnienie. Zamieszczanie natomiast Figlików, przypominających nieco przysłowiowe dowcipy z kalendarza, ograniczył Promyk w ostatnich latach istnienia wydawnictwa. W roku 1892 za osiągnięcie należy uważać opis pt. Dziesięć guberni Królestwa Polskiego. Nazwa ta, zakazana przez władze carskie, często się w tej publikacji pojawiała. Przy okazji starannego wykładu o podziale administracyjnym Królestwa nie omieszkał Promyk udzielać rad dotyczących gospodarki ziemią: „Każda wieś składa się z gospodarstw zwanych zagrodami lub osadami. Gospodarstwa te są urządzone dwojako. W jednych wsiach, a takich jeszcze mamy więcej, gospodarstwa są poplątane. Ziemia do całej wsi należąc dzieli się tam na trzy albo na więcej części, czyli pól, w każdym z tych pól każdy gospodarz ma swe pólka rozrzucone daleko od domu, a więc ani dopilnować ich, ani nawieźć dobrze, ani zaprowadzić na nich takiej kolejki plonów, jaka jest najkorzystniejsza, nie może, jest we wszystkim przez innych gospodarzy uwięziony i musi stosować się do całej gromady. W innych wsiach gospodarstwa, czyli osady, są rozmierzone, to jest podzielone tak, że każda ma swój grunt uprawy w kupie, tuż przy zagrodzie, przy domu, pod okiem i pod bokiem gospodarza. Tam gospodarze są całą gębą panami na swoim i daleko lepiej im się wiedzie, plony mają lepsze i zarobek większy” [114]. W tym samym roczniku „Gościa” w artykule pt. Gęsi i ludzie Promyk wystąpił zdecydowanie przeciwko emigracji do Brazylii, nazywając ją niebezpieczną zarazą.

Do roku 1885 dużo miejsca w „Gościu” zajmowały ogłoszenia. Poza księgarniami reklamowały się w kalendarzu fabryki maszyn i narzędzi rolniczych, pasów transmisyjnych i urządzeń hydraulicznych oraz przedsiębiorstwa handlowe tych branż. Ponadto zdarzały się ogłoszenia ważne dla parafii, drobnych przedsiębiorstw przetwórstwa rolnego, większych gospodarstw rolnych. Wyjątkowo na łamach „Gościa” pojawił się anons zakładu fotograficznego ojca Promyka. Przez całe pięć lat ogłaszało się Warszawskie Laboratorium Chemiczne jako dostawca mydeł, kosmetyków oraz leków na odciski i od bólu zębów. Należy nadmienić, że była to firma solidna i przez wiele lat wiodąca w swej branży.

Warszawski Komitet Cenzury wydał w roku 1887 specjalne zarządzenie dla cenzorów, dotyczące „Gazety Świątecznej” [35]. Zwrócono wówczas uwagę również na ogłoszenia, które miały dotyczyć przede wszystkim społecznego życia wsi, tak w aspekcie prawnym, jak i ekonomicznym, oraz wpływać na poprawę warunków życia chłopów. W praktyce ta zasada dotyczyła także „Gościa” i była stosowana począwszy od rocznika 1889. Od roku 1887 w „Gościu” publikowano krótkie Ogłoszenia ułożone w porządku abecadłowym podług działów. Najbardziej rozbudowany indeks branżowy pojawił się w kalendarzu na rok 1888. Zawierał on spis ponad 100 różnych firm i 9 adresów kancelarii adwokackich, uporządkowany w 48 działach branżowych. Była to swego rodzaju prezentacja dorobku handlowego i przemysłowego, przeznaczonego dla wsi. W następnych latach wykaz ten uległ znacznemu skróceniu, a w dwóch ostatnich rocznikach już go nie drukowano.

Począwszy od roku 1887, Promyk nie mógł zamieszczać w „Gościu” ogłoszeń księgarskich, z wyjątkiem własnej Księgarni Krajowej. Zanim całkowicie zaniechano wydawania „Gościa”, rozegrała się walka z carską cenzurą o jego treść. Ślady tej utarczki widać w ostatnich rocznikach, zwłaszcza na obrazkach stanowiących winiety poszczególnych miesięcy. Znów „Jan Sobieski” w roku 1888 zamienił się w „wojownika”, a ksiądz Stanisław Konarski nie był już „wskrzesicielem oświaty”. W tych warunkach zniknął „pomnik tysiąclecia w Nowogrodzie”, powstałą zaś lukę szczelnie wypełniały porady dla gospodarzy i gospodyń. „Grób Kazimierza Wielkiego w katedrze krakowskiej na Wawelu” stał się „grobowcem Kazimierzowym”, natomiast Adam Mickiewicz znikł bez śladu. W roku 1889 na wniosek cenzury trzeba było wyrzucić wszystkie podpisy pod winietami. Zarządzenie to dotyczyło również innych wydawnictw kalendarzowych. W rok później „Gość” został okrojony w dwu trzecich. Taką resztkę kalendarza Promyk sprzedawał po 6 kopiejek, a z przesyłką po 9.

Największe zmiany przyniósł rocznik 1891. Nie było w nim „murów, w których leży św. Stanisław”. Winietkę maja stanowił obraz Matki Boskiej. Miejsce księdza Konarskiego zajęły Gopło i Mysia Wieża, a zamiast królewskiej winiety września widniał klasztor jasnogórski. W listopadzie, gdzie był „grobowiec Kazimierzowy”, zamieszczono ruiny jakiegoś zamku, trudne zresztą do rozpoznania. Pozostał jeszcze wizerunek Kopernika, słowiańscy apostołowie Cyryl i Metody, trumna św. Wojciecha oraz królowa Jadwiga czyniąca zapis na Akademię Krakowską. Ten układ winietek został zachowany w roku 1892, natomiast w roku 1893 cenzura nie dopuściła do druku większego kalendarza. Ukazał się tylko znacznie okrojony „Gość-Dodatek”, nazwany tak przez Promyka. Losy tego kalendarza ważyły się kilka tygodni. Dopiero 20 grudnia (8 grudnia według starego kalendarza) wydano zezwolenie na druk, podczas gdy w poprzednich latach otrzymywał je Promyk już we wrześniu. Zaledwie w ostatnim numerze „Gazety Świątecznej” w 1892 roku pojawiło się ogłoszenie: „«Gość-Dodatek». Kalendarz Promyka na rok 1893 wyszedł z druku i sprzedaje się w Księgarni Krajowej Prószyńskiego oraz w redakcji «Gazety Świątecznej» po 7 kop., a z przesyłką pocztową 11 kop.”. Prawdopodobnie pod wpływem żądań cenzury na wstępie tego okrojonego rocznika Promyk zamieścił takie wyjaśnienie: „Do Czytelników. Kalendarz «Gość» wychodzi nie dla zysku ani dla rozgłosu. Nie poniża się do łgarstwa, nie oszukuje naiwnych zmyśleniami, wróżbami pogody. Nie zapełnia się ogłoszeniami płatnymi. Nie bywa zlepkiem lada jakich luźnych pisanin. Stara się nieść ludziom tylko prawdę i pożytek. Ale za to pochłania pracy niemało. Nie mogłem mu poświęcić czasu tyle, co zwykle. Nie chcę go zaś czynić wiązką zbieraniny podobną do innych kalendarzy. Gwoli więc stałym moim Czytelnikom, wydaję na rok 1893 ten oto «Gość-Dodatek», mały, lecz i tani. Obejmuje on cały kalendarz sumiennie opracowany ze wszelkimi najpotrzebniejszymi dodatkami. Daję też w nim, o ile miejsce pozwala, i to, co jest główną cechą «Gościa» przez niektóre wydawnictwa niezdarnie naśladowaną: dzieje roku przeżytego. Czytelnicy nie wezmą mi za złe, że nie będąc spekulantem ani niewolnikiem pracy kalendarzowej, służę tym razem cieńszą niż zwykle i tańszą książeczką” [114]. Czytelnicy nie mogli potępiać Promyka, zwłaszcza ci, którzy potrafili zauważyć i właściwie odczytać wszystkie zmiany, które ten uszczuplony, ostatni rocznik „Gościa” zawierał. „Królowa Jadwiga na łożu śmierci” -- obrazek, dotychczas opierający się zakusom cenzury, musiał zniknąć ze swego wysłużonego miejsca w winietce lipcowej. Trzeba było czymś tę pustkę zapełnić, wśród ornamentów pojawiły się więc dwa syczące węże. W listopadzie udało się Promykowi przemycić zamek na Wawelu i katedrę, będące w pierwszych rocznikach „Gościa” winietką maja, łączącą się z rocznicą śmierci biskupa krakowskiego św. Stanisława. Winietka ta zniknęła już w roku 1891. Nadal Promyk odsyłał swych czytelników do żywotów świętych, drukowanych w „Gościu” z lat dawniejszych. Odsyłacze zamieszczano dyskretnie wśród rad dla gospodarzy lub na końcu poradnika drukowanego na każdy miesiąc. Nie zawsze to się udawało, gdyż odsyłacz do żywota św. Jana Kantego został w zasadniczej części okrojony. Może nie należało go dawać na końcu strony.

Do kalendarza wklejony został „Obraz naszej części świata, zwanej Europą”, wyjęty z „Gazety Świątecznej”. Cenzura wydała zezwolenie na tę wklejkę 16 listopada (według starego kalendarza), natomiast zgodę na drukowanie „Gościa” trzy tygodnie później. Wśród oznaczeń mapki Europy najbardziej czytelny i wyrazisty był napis SYBERIA. Przesłaniał nawet o połowę mniejszy napis „Rosja”. Po szczegółowy opis wszystkiego, co widać na mapie, Promyk odsyłał do „Gazety Świątecznej”. Tam również należało szukać rozwiązania zagadki zamieszczonej na końcu kalendarza. W ten sposób pisarz jakby żegnał czytelników „Gościa” i dodawał: „Pamiętajcie, została Wam jeszcze gazeta”.

Informacje o „Gazecie Świątecznej” zajmowały czwartą część czołowej strony wklejki (trzy czwarte strony zajęła mapka) oraz wspólnie z reklamą wydawnictw Księgarni Krajowej całą jej drugą stronę. Znajdowała się tam między innymi taka propozycja sprzedaży: „Kalendarze przez Promyka opracowane pod nazwą «Gość» na lata 1881, 1882, 1883, 1884, 1885, 1887, 1888, 1889, 1890, 1891 i 1892. Cena pierwotna 15 kop. Niektóre jednak z tych roczników kalendarza Promyka -- «Gościa», wyczerpane w handlu księgarskim, poszukiwane są po cenie 1 do 3 rb” [114]. Taki wyjątkowy rozgłos zapewniał dawnym rocznikom „Gościa” stały popyt. Jeszcze w roku 1914 na okładce kalendarza „Gazety Świątecznej” widniało ogłoszenie: „Kalendarze przez Promyka opracowane pod nazwą «Gość», 12 roczników po złotemu. Niektóre wyczerpane”. Jak się udało Księgarni Krajowej zgromadzić takie zapasy „Gościa”? Były to stałe dodruki, uzgodnione z drukarnią, ale bez zgody cenzury. Rozchodził się bowiem bez reszty tuż po wydrukowaniu nakładu, znacznie większego niż innych popularnych wydawnictw kalendarzowych. „Trudno uwierzyć, jak u nas rozchwytywany jest kalendarz Promyka pod tytułem «Gość»” -- pisał ksiądz Piotr Gosławski, proboszcz z Więcławic w dawnym powiecie miechowskim. Ta popularność „Gościa”, jak również wojowniczość Promyka spowodowały, że w roku 1894 wydawnictwo to już nie uzyskało aprobaty carskiej cenzury. Wówczas wysyłał bezpłatnie Promyk swym stałym całorocznym prenumeratorom „Świt” -- kalendarz wydawany przez Franciszka Czerwińskiego. Było to jednak nader przeciętne wydawnictwo. Winietki, jak wszędzie w kalendarzach bez podpisów, niewiele mogły powiedzieć, gdyż były przeładowane szczegółami oderwanymi od życia współczesnego miast, a szczególnie wsi. Obok odmian Księżyca kalendarz podawał lakoniczne przepowiednie pogody. Był też „zlepkiem lada jakich luźnych pisanin”, głównie w duchu klerykalnym. Część poświęcona Dniom galowym i Domowi cesarsko-ruskiemu zajmowała ponad 5 stron. Wybór taki trudno zatem zrozumieć, ale chyba podyktowała go konieczność, gdyż brakowało lepszych publikacji tego rodzaju. Na tle tego lichego kalendarza łatwiej można było ocenić, jaką stratą dla czytelników był brak „Gościa”. Promyk dodawał do „Świtu” własną okładkę z ogłoszeniami o wydawnictwach Księgarni Krajowej i o „Gazecie Świątecznej”. „Wśród wydawnictw polecamy również kalendarz Promyka «Gość» na rok 1881, 1882, 1883, 1884, 1885, 1887, 1888, 1889, 1890, 1891, 1892, 1893. Ceny tych roczników «Gościa» na skutek wyczerpania są dość różne, od 15 kop. do 3 rb za sztukę”. Mimo „wyczerpania” nadal można było zamawiać pełny zestaw roczników.

Pisma warszawskie wysoko oceniały „Gościa” zarówno za jasność, prostotę stylu, jak i za bogactwo użytecznych, szczególnie dla wiejskiego czytelnika, informacji. „Niwa” w numerze 221 w roku 1884 pisała, że „Gość” zawiera w sobie wszystko, co może się przydać pod słomianą strzechą; obok wiadomości praktycznych i informacyjnych rady gospodarskie, treściwe i dobrze napisane wspomnienia o zmarłych w ciągu roku, z uwzględnieniem tych, którzy dla ludu pracowali, choćby nawet szerszym kołom mniej byli znani. Bardzo dobra rubryka uchwał gminnych oraz przykłady ulepszeń gospodarskich wywierały dodatni i zachęcający wpływ; ciekawe wiadomości o ostatnim roku, o strasznych wypadkach i zniszczeniach. W roku 1890 ten sam periodyk stwierdzał, że kalendarz zawsze jeszcze zajmuje pierwsze miejsce wśród tego rodzaju wydawnictw dla ludu, a jego autor i wydawca corocznie, już od lat 11, przemycał w tym swoim „kalendarzyku” prawdziwą naukę. „Kalendarzyk” z roku 1890, który dał podstawy do tej opinii, był rzeczywiście niewielki, okrojony przez cenzurę. W „Głosie” z 23 stycznia 1887 roku dawny uczeń Promyka Mieczysław Brzeziński, występujący pod pseudonimem Kazimierz Bystrzycki, w artykule Nasza literatura dla ludu rozpoczął jej przegląd od kalendarzy, które były -- po książce do nabożeństwa -- najpoczytniejsze. „Sama poczytność kalendarzy ludowych, a więc możliwości szerokiego ich wpływu, każe nam zwrócić na nie baczną uwagę. Z przeznaczonych wprost dla ludu wiejskiego obchodzą nas głównie trzy: «Gość» K. Promyka, «Strzecha Rodzinna» E. Kolińskiego i Kalendarz Ludowy «Zorzy». Wszystkie te książki są do siebie bardzo podobne. Prócz części kalendarzowej każda zawiera wiązankę praktycznych wskazówek, jedną lub dwie powiastki, parę artykułów popularnonaukowych, kilka życiorysów i wierszyków, wreszcie wspomnienia z roku ubiegłego. Najlepiej pod względem formy przedstawia się kalendarz Promyka. Autor jego widocznie najjaśniej zdaje sobie sprawę z ważności wydawnictwa i z jego głównie informacyjnego, praktycznego charakteru. Kalendarz dla ludu to nie jest książka dla rozrywki, to krótki praktyczny podręcznik, który by wieśniaka objaśniał przez cały rok we wszystkich ważniejszych sprawach, blisko go obchodzących. Powinien mu więc podać krótkie wskazówki gospodarcze, prawne, administracyjne; powinien pouczyć go, jak ma zachować się w tych wypadkach, gdzie występować będzie w ciągu roku jako społeczna siła, a zatem w sprawie wyboru i kontroli urzędników gminnych, przeprowadzenia w gminie ulepszeń społecznych i ekonomicznych i -- krótko mówiąc -- powinien uświadomić chłopu jego najważniejsze stosunki bieżące. Pod wieloma względami «Gość» tak w tym roku, jak i w przeszłych wymaganiom tym czyni zadość. Znajdujemy tutaj z działu rolniczego szereg objaśnień, nawet podwójnych: raz krótkie wskazówki przy każdym miesiącu, a dalej kilkanaście artykułów odpowiednich, opracowanych bardzo starannie i umiejętnie, chociaż przedrukowanych już w dawnym «Gościu» kilkakrotnie. Również pokaźnie pod względem jakości przedstawia się dział ekonomiczny. Pan K. Prószyński w długiej, 20-stronicowej rozprawie porusza nader ważną sprawę kredytu dla włościan. [...] jest człowiekiem znającym bezpośrednio z faktów sprawę kredytu wiejskiego i kas pożyczkowych gminnych, ich złe i dobre strony; jako taki ma prawo wydawać sąd. Treściwy jest rozdział «Gościa» Dobre wiadomości z gmin i gromad. Dział życiorysów ludzi zasłużonych -- znaczny i opracowany ze znaną u Promyka prostotą i jasnością wykładu. Do wad zaliczyć trzeba zamieszczenie bardzo nieudolnej powiastki o Chętkach i Pałkach oraz przedruki. «Strzecha Rodzinna», wydawana już drugi rok (1887--1889) przypomina bardzo «Gościa», szczególniej z lat poprzednich. Znajdujemy parę artykułów treściwych i bardzo ważnych, jak: Ochrony dla dzieci wiejskich i O czytaniu książek Antoszki, a szczególnie T. Piasta -- Brak lasów u włościan. Artykułów takich jak powyższe jest mało, pominięto przy tym zupełnie dział gospodarski i informacyjny [...] znalazłoby się na to miejsce, gdyby nie nadmiar życiorysów świętych i nie 20 stronic arcynudnego, choć uczciwego moralizowania na temat szczęścia rodzinnego, pracy, nauki, pomocy wzajemnej, jarmarkowania itp. Ożywiają nieco «Strzechę» dodane żarciki, szkoda tylko, że wybór ich nie zawsze trafny. O ile dwa wymienione wyżej kalendarze odznaczają się w każdym razie starannym opracowaniem i treści, i stylu, o tyle kalendarz ludowy «Zorzy», liczące osiemnasty rok wydawnictwo, pod obydwoma względami przedstawia się jako robota licha” [36].

Pochwałę „Gościa” zamieściła „Niwa” powtórnie w roku 1890 w numerze 29.

Pełna analiza podstawowej treści wszystkich roczników „Gościa” dowodzi, jak wielkie zasługi położył kalendarz w szerzeniu kultury narodowej wśród chłopów, którzy coraz lepiej rozumieli, czym jest ojczyzna -- Polska, chociaż Promyk ani razu takiego pojęcia nie wprowadził ze względów cenzuralnych. Był też kalendarz szkołą praktycznego gospodarowania. Jeszcze w dwadzieścia lat po przymusowej likwidacji „Gościa” polecano w sprzedaży księgarskiej jego dawne roczniki. „Rozmnożenie” jego nakładu pozostało tajemnicą wydawcy i drukarzy.

Naturalny był ścisły związek „Gościa” i „Gazety Świątecznej”. W kalendarzu ukazywały się przedruki, streszczenia i zbiorcze podsumowania artykułów drukowanych w gazecie. Niejeden poruszany pokrótce temat rozwijał później Promyk w „Gazecie Świątecznej”. Odsyłał też do niej czytelników „Gościa”. Często kalendarz zachęcał do czytania i prenumerowania gazety. „Raz znalazłem na drodze jakiś stary kalendarz. Oglądam go i na ostatniej stronie czytam, że jest w Warszawie jakaś «Gazeta Świąteczna», co ją ludzie sobie zamawiają i przychodzi im pocztą co niedziela” -- pisał w roku 1898 czytelnik „Świątecznej” spod Suchedniowa. Wadą „Gościa” była niezbyt staranna korekta, zwłaszcza w części informacyjnej. Przez to zaniedbanie rzetelny, pełny wykaz jarmarków pojawił się dopiero w roczniku 1888.

Atak na nieszczęsnych „przepowiadaczy” pogody prowadził Promyk przez cały okres wydawania „Gościa”. Zazwyczaj pisał o tym we wstępie do kalendarza. Prawdziwej nauce przepowiadania pogody poświęcił dwa artykuły w rocznikach 1889 i 1891. O oszukańczych przepowiedniach napisał także dwa teksty, z których pierwszy powtarzał przez pięć lat [105].

Jest niejeden, co najpierw w kalendarzach szuka

Kiedy Pan Bóg da suszę lub w deszcz ją zamieni.

A nie wie, że te wróżby to kupiecka sztuka,

By łatwiej grosze głupim wyciągnąć z kieszeni.

Głupi, kto kalendarza o pogodę pyta,

Kto chce w nim koniecznie takie przepowiednie,

Kto je kładzie w kalendarz, ten oszust i kwita.

Głupi kupi, więc handlarz w świat puszcza te brednie.

Powtórzenia, czyli przedruki niektórych artykułów, były zapewne spowodowane chęcią uzyskania zgody cenzury z uzasadnieniem, że owe teksty już dawniej dopuszczano do druku. W miarę wzrostu nacisku cenzury i coraz dokładniejszego przeszukiwania kalendarza przedruki nie chroniły jednak „nieprawomyślnych” tekstów.

Z przeglądu treści roczników „Gościa” wynika, że bez przerwy prowadzono w nim walkę z carską cenzurą, która jednak nie wykazywała takiej czujności wobec kalendarza, jak wobec „Gazety Świątecznej”. To główne dzieło Promyka, stale szerzące oświatę i patriotyzm, nigdy nie było wolne od cenzorskich ataków, co więcej, najsurowiej je kontrolowano ze wszystkich periodyków polskich.

W owej ustawicznej walce Promyk nawet jako autor elementarzy potrafił znaleźć formę dla ostrej krytyki cenzury. W Nauce poprawnego pisania (część druga Obrazowej nauki czytania i pisania) pojawił się rysunek chłopca z łyżką w ręku i zamkniętymi na kłódkę ustami -- przed miską pełną jadła. Pod rysunkiem podpis: „Chłopiec chce jeść, ale ma gębę zamkniętą”.

Cenzor w tym wypadku nie uchwycił symbolicznej treści obrazka. Jak się okazało, chłopi lepiej odczytywali stosowaną przez Prószyńskiego symbolikę.

W swej walce z carską cenzurą Promyk posługiwał się niesłychanie prostymi środkami; ich wymowa była łatwo rozumiana przy coraz bardziej patriotycznym nastawieniu czytelników. Szczytowym osiągnięciem pod tym wględem był ostatni (można powiedzieć -- pożegnalny) „Gość-Dodatek” z roku 1893. Zwykły ornament -- dwa syczące węże na miejscu, gdzie w poprzednich latach była królowa Jadwiga -- został natychmiast odczytany właściwie: to generał Hurko i kurator Apuchtin. „Stugębna fama” rozniosła to spostrzeżenie po Warszawie i stopniowo w całym Królestwie. Cena małej, siedmiokopiejkowej książeczki wśród licznych chętnych do jej posiadania dochodziła do trzech rubli.

Wspomniana już wcześniej wklejona do tego dodatku mapa, na której napis SYBERIA był większy niż napis „Rosja”, stała się proroczą wizją przyszłości, nie mieszczącą się w niczyjej wyobraźni. Straszliwa wymowa Syberii, miejsca srogiej kaźni milionów niewinnych ludzi, zamazała na długie lata obraz prawdziwej Rosji.

PRZYPISY DO ROZDZIAŁU DRUGIEGO

1 Bolesław Hirszfeld zbliżył się do Promyka w okresie swych studiów na wydziale chemii Uniwersytetu Warszawskiego. Był członkiem tajnego Towarzystwa Oświaty Narodowej, w którym stał się dobrym organizatorem kolportażu wydawnictw Promyka oraz innych popularnych książek. Po zaniechaniu działalności w TON-ie pospieszył z pomocą finansową Prószyńskiemu przy ogranizowaniu Księgarni Krajowej. Był już wtedy zamożnym właścicielem Instytutu Wód Mineralnych. Zbyt czołobitna postawa Promyka, przyjęta w broszurze Co każdego obchodzić powinno wobec władz carskich (patrz: przypis 5), spowodowała zerwanie tej przyjaźni.

Dyplomowany chemik i bogaty przemysłowiec nawiązał wówczas współpracę z Mieczysławem Brzezińskim, którego wydawnictwa przewyższały poziomem bardzo przystępne broszury Prószyńskiego. Kilka lat później przyłączyła się do tej dwójki młoda nauczycielka Stefania Sempołowska.

Dzięki środkom materialnym Hirszfelda wydawano coraz to nowe książeczki. Finansował on również czasopisma, tworzył anonimowe spółki do druku broszur, organizował kolportaż, czynił starania u władz i nawet sam jeździł do Petersburga, aby tam łatwiej uzyskać stempel cenzury. Czar osobisty, umiejętność obcowania z ludźmi, dyskretna i pełna umiaru ofiarność sprawiały, że działalność oświatowa Hirszfelda była dość skuteczna (odbywała się ona pod szyldem Ligi Polskiej, której był współzałożycielem; dopiero pod koniec stulecia organizacja ta przekształciła się stopniowo w Ligę Narodową i zmieniła oblicze).

Żeromski w „Słowie o bandosie” nazwał Hirszfelda „Synem nieśmiertelności”. Pisał też: „Hirszfeldów takich dawajcie nam więcej [...]. Rozum twój był tak jasny, jak ranny promień słońca, jak głębia morza z dala od brzegów, żywy jak wiatr i wszechmocny jak piorun. Rozum twój wykołysały tysiące szczutych po ziemi pokoleń żydowskich, a miłość darowała go plemieniu polskiemu”.


2 „Niwa” -- pismo naukowe, literackie i artystyczne wydawane od roku 1872 w Warszawie jako dwutygodnik, w latach 1895--1952 zaś jako tygodnik. Początkowo związane było z obozem pozytywistów warszawskich, później, od roku 1875 -- konserwatywne. Współpracowali z pismem: Piotr Chmielowski, Eliza Orzeszkowa, Bolesław Prus, Henryk Sienkiewicz.


3 Zygmunt Miłkowski, pseud. Teodor Tomasz Jeż (1824--1915) -- powieściopisarz i publicysta, działacz polityczny. Brał udział w rewolucji węgierskiej, był emisariuszem na Bałkanach, w Konstantynopolu i Galicji. Po upadku powstania styczniowego został czołowym działaczem niepodległościowym na emigracji. Wydał wiele powieści o tematyce współczesnej, historycznej, ludowej, a nawet sensacyjnej, utwory o charakterze publicystycznym, pamiętniki.


4 Piotr Chmielowski (1848--1904) -- krytyk i historyk literatury, pedagog. Pracował jako nauczyciel w szkołach prywatnych w Warszawie. W roku 1903 został profesorem uniwersytetu we Lwowie. Współpracował z redakcjami wielu pism, między innymi z „Ateneum”. Był najwybitniejszym w okresie pozytywizmu, niezwykle sumiennym badaczem i krytykiem, głosił hasła utylitaryzmu społecznego w literaturze oraz realizmu w ujawnianiu rzeczywistości. Pisał liczne szkice i recenzje, także monografie, jak na przykład: Liberalizm i obskurantyzm na Litwie i Rusi (1883), Nasi powieściopisarze (1887--1895), Historia literatury polskiej (t. 1--6, 1899--1900).


5 W tym czasie Promyk podjął próbę zainteresowania społeczeństwa, przede wszystkim światlejszych chłopów, sprawą rozwoju szkolnictwa elementarnego. Celowi temu miała służyć książeczka Co każdego obchodzić powinno (Rozmowy Kazimierza z Wojciechem). Omówił w niej ukaz carski dotyczący szkół ludowych, udzielając szczegółowych porad, jak obejść przepisy, aby język polski nie zniknął ze szkół elementarnych. Chciał przekonać chłopów, że -- mimo carskiej biurokracji -- mogą zakładać szkoły i decydować o tym, żeby w nich uczono po polsku. Cenzura warszawska szybko odczytała intencje Promyka i nie dała zezwolenia na druk broszury. W tych warunkach postanowił spróbować szczęścia w Petersburgu. W podjętych staraniach nie obyło się bez wsparcia Orzeszkowej, która poleciła Promykowi pomoc swego przyjaciela Włodzimierza Spasowicza. Broszura została wprawdzie wydrukowana w Petersburgu, jednak -- chyba za radą Spasowicza -- znalazło się w niej wiele lojalistycznych zwrotów i zbyt częstych powołań na wolę Najjaśniejszego Cesarza. Z tego powodu Promyk naraził się na krytykę nie tylko pism galicyjskich, ale nawet najbliższych przyjaciół (w tym Brzezińskiego i Hirszfelda). Choć Rozmowy okazały się niewypałem, nie zniechęciło to Prószyńskiego do korzystania z pomocy Spasowicza w bardzo krytycznych momentach.

Najgorsze jednak było to, że Promykowi nie udało się zachęcić chłopów do starań o polską szkołę. Zaledwie trzy gminy zdobyły się na wystąpienie przeciw bezprawiu. Z broszurą tą wiązał Promyk poważne nadzieje. Zwlekał z wydaniem już gotowego katalogu swojej księgarni aż do chwili wydrukowania Rozmów, chcąc zareklamować je jako tanie wydawnictwo za 7,5 kopiejki. Ogłoszenie umieścił w dodatku do katalogu, załączonym doń już po jego ocenzurowaniu. Dodatek obejmował „dzieła, które księgarnia otrzymała podczas druku niniejszego katalogu”. Broszura figurowała pod hasłem „Rozmowy”. Informacja, której autor ukrył się pod inicjałami, wyglądała następująco: „Co każdego obchodzić powinno (Rozmowy Kazimierza z Wojciechem), napisał K. Pr., Petersburg 1879. Skład główny”.

Broszura nie sprzedawała się dobrze, mimo że stale reklamowano ją zarówno w „Gościu”, jak i w „Gazecie Świątecznej” aż do roku 1916. Rozmowy można było jeszcze kupić w okresie międzywojennym w magazynie przy Księgarni Krajowej. Brak popytu na broszurę świadczył również o tym, że chłopi, chociaż przekonani do elementarzy Promyka, nie zawsze korzystali z jego rad. Znacznie bardziej udanym przedsięwzięciem była pod tym względem „Gazeta Świąteczna”, która niebawem zaczęła się ukazywać.


6 Akademia Zamojska -- uczelnia założona w roku 1595 w Zamościu przez hetmana wielkiego koronnego Jana Zamojskiego, mająca pośredni charakter między szkołą średnią a wyższą. Uczęszczała do niej głównie młodzież szlachecka, którą wychowywano w duchu obywatelskim. Akademię w roku 1784 zamknęły władze austriackie.


7 Ksiądz Stanisław Stojałowski (1845--1911) -- pionier ruchu oświatowego i politycznego wśród chłopów w Galicji. Od roku 1875 redagował pisma dla ludu wiejskiego „Wieniec” i „Pszczółkę”, z czasem połączone w jeden periodyk. Od roku 1876 wydawał również kalendarz „Wieńca” i „Pszczółki”. Organizował wiece chłopskie, kółka rolnicze, czytelnie, a w roku 1896 założył Stronnictwo Chrześcijańsko-Ludowe. Był posłem do galicyjskiego sejmu krajowego oraz parlamentu austriackiego. Stawał w obronie chłopów, głosił umiarkowany program jako zwolennik solidaryzmu społecznego. Spotykał się z represjami i szykanami zarówno ze strony władz świeckich, jak i duchownych.


8 Książę Otto von Bismarck (1815--1898) -- prusko-niemiecki mąż stanu. Był pierwszym kanclerzem zjednoczonego cesarstwa niemieckiego. Walcząc z Austrią, Danią i Francją, doprowadził do zjednoczenia Niemiec pod hegemonią Prus, uzyskał pierwsze kolonie dla Niemiec w Afryce. Zwalczał opozycję katolicką, socjalistów, a szczególnie bezwzględnie Polaków, ustanawiając tzw. rugi oraz Komisję Kolonizacyjną.


9 Michaił N. Murawjow, zw. Wieszatielem (1794--1866) -- rosyjski generał-gubernator Litwy. Krwawo tłumił powstanie listopadowe i styczniowe na Litwie.


10 Pastka -- wyraz staropolski, używany do dziś w niektórych wsiach. Znaczy to samo, co pułapka, łapka, potrzask; w przenośni -- zasadzka, podstęp.


11 Hołobla (ukr.) -- jeden z dyszli pobocznych, w które wprzęga się konia.


12 Duha (ros.), duga -- drewniany kabłąk nad chomątem, łączący hołoble. Używany był w podlaskim zaprzęgu jednokonnym oraz rosyjskim trójkonnym.


13 Józef Unger (1817--1874). Od roku 1842 prowadził w Warszawie drukarnię, później także księgarnię, wypożyczalnię nut i odlewnię czcionek. Wydawał „Tygodnik Ilustrowany”, „Wędrowca”, „Józefa Ungra Kalendarz Warszawski Popularno-Naukowy”, a także dzieła współczesnych mu pisarzy polskich, przede wszystkim Józefa Ignacego Kraszewskiego i Henryka Rzewuskiego. Po śmierci księgarza tę działalność kontynuował jego adoptowany syn Gracjan Jeżyński (od adopcji Unger). W rękach rodziny firma pozostawała do roku 1950.


14 Linijka -- lekki pojazd gospodarski, czterokołowy, jednokonny, o wydłużonym siedzeniu (do jazdy okrakiem).


15 Aby właściwie ocenić osiągnięcia Konarskiego, trzeba pamiętać, jak doszło do upadku oświaty i jak ślepa była szlachta nie dostrzegająca zagrożenia państwowości Polski w okresie przedrozbiorowym.

Ksiądz z zakonu pijarów Stanisław Konarski, nie tylko mądry i zacnego serca, ale również człowiek czynu nie lękający się licznych trudności, wystąpił do walki z ciemnotą i zacofaniem. Właśnie wiek XVIII wydał wielu kapłanów stających na czele ruchów reformatorskich wbrew postawie władz Kościoła wrogim wszelkim przemianom. Działalność tych ludzi uderzała bowiem w przywileje zamożnej części społeczeństwa, panujące stosunki prawne oraz w utrwalone zasady współżycia społecznego.

Należy tu wymienić obok Konarskiego takich księży, jak: Hugo Kołłątaj, Scypion Pattoli, Józef Meier, Franciszek Salezy Jezierski, Stanisław Staszic, Franciszek Ksawery Dmochowski, Florian Jelski, którzy z pełnym poświęceniem bronili dobra państwa wbrew interesom stanu, do którego należeli. Działając w różny sposób, razem zabiegali o nowy, lepszy kształt Rzeczypospolitej. Pochodzili przeważnie z mieszczaństwa bądź drobnej, zubożałej szlachty. Dzięki swym zdolnościom i sile charakteru odegrali ogromną rolę w naszym społeczeństwie osiemnastego i pierwszej połowy dziewiętnastego stulecia.

W tej reformatorskiej pracy wysiłek Konarskiego był pionierski. Starał się zrealizować dwa cele: zasadniczą reformę nauczania i wychowania światłego obywatela oraz uzdrowienie ustroju państwa. Wywarł istotny wpływ na rozwój polityczny i kulturalny Polski w epoce oświecenia. Niektóre z jego pomysłów znalazły odbicie w obradach Sejmu Czteroletniego i w Konstytucji 3 Maja. W dowód uznania zasług Konarskiego król Stanisław August kazał wybić medal z napisem „Sapere auso” (temu, który odważył się być mądrym).

Jak pisał S. Wilkowski, „Nie był Konarski człowiekiem bez wad [...], nie był pomnikową postacią wyrzeźbioną ręką artysty. Był człowiekiem żywym. Człowiekiem czynu [...]. Kraj swój ponad wszystko miłował; krajowi do ostatniego tchnienia służył. I miał odwagę -- niezależnie od konsekwencji -- mówić prawdę, przykrą nawet, ale zbawienną.

Pomnik na grobie król mu wystawić obiecał, ale obietnicy nie dotrzymał. Złożone w skarbnicy narodowych pamiątek dzieło jego za pomnik mu stanie”. [317]

W pierwszym wydaniu kalendarza „Gość” (z roku 1881) na sąsiadującej z kalendarium stronie znajdujemy bardzo skróconą wersję życiorysu Konarskiego. Autor zmuszony był dokonywać skrótów ze względu na cenzurę. Pisząc np. o ciągłych wojnach, Promyk pominął bunty kozackie i starcia zbrojne z Rosją. Wspomniana w notatce „dobra szkoła” to Collegium Nobilium, o której pamięć władze rosyjskie starały się całkowicie wymazać. A bez tej szkoły nie byłoby również Szkoły Rycerskiej ani wielkich twórców Konstytucji 3 Maja, ani Komisji Edukacji Narodowej, pierwszej w Europie świeckiej władzy oświatowej podporządkowanej państwu.


16 Ruryk (?--879) -- legendarny wódz normański, który przybył na wezwanie zwaśnionych Słowian nowogrodzkich. W roku 862 został księciem nowogrodzkim; założył dynastię książąt i carów ruskich.


17 Oskar Kolberg (1814--1890) -- folklorysta, etnograf, muzyk i kompozytor. W roku 1875 został członkiem Akademii Umiejętności w Krakowie. Był „człowiekiem-instytucją”. W ciągu pięćdziesięciu lat stworzył monumentalne dzieło pt. Lud. Jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce (1857--1890), dające najpełniejszy opis polskiej kultury ludowej.


18 Unia polsko-litewska -- związek Polski z Litwą w XIV--XVIII wieku oparty był na wielu aktach państwowych, ale dopiero w roku 1569 na sejmie w Lublinie Wielkie Księstwo Litewskie zostało połączone z Polską unią realną z zachowaniem odrębnych urzędów centralnych, skarbu, wojska. Wspólne natomiat były: osoba monarchy, sejm i polityka zagraniczna. Do Polski przyłączono wówczas województwa: podlaskie, wołyńskie, kijowskie i bracławskie. Odrębność prawno-państwową Korony i Litwy zniosła Konstytucja 3 Maja 1791 roku, łącząc je w jeden organizm państwowy.


19 Józef Strumiłło (1774--1847) -- ogrodnik, również polityk, członek Tymczasowego Rządu Wielkiego Księstwa Litewskiego w czasie powstania listopadowego. W „Dzienniku Wileńskim” zamieszczał liczne artykuły z dziedziny ogrodnictwa.


20 Edmund Jankowski (1849--1938) -- pomolog, popularyzator wiedzy ogrodniczej; w latach 1879--1886 kierownik Szkoły Ogrodniczej w Warszawie. Należał do założycieli Towarzystwa Ogrodniczego Warszawskiego i został jego pierwszym prezesem. W latach 1913--1922 był profesorem Wyższej Szkoły Ogrodniczej w Warszawie, a w latach 1921--1929 -- profesorem Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Przez wiele lat redagował czasopismo „Ogrodnik Polski”. Był autorem licznych książek i artykułów (również w „Gazecie Świątecznej”).


Copyright © Szczepan Lewicki 1996

Szczepan Lewicki: Konrad Prószyński (Kazimierz Promyk), wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 1996